Quantcast
Channel: Enjoy Your Home
Viewing all 251 articles
Browse latest View live

Zabawy z niemowlakiem

$
0
0
Nie jestem fanem tony zabawek w domu, kupowania dziecku wszystkiego co popadnie lub jeszcze gorzej, wszystkiego co zechce (chociaż ten etap dopiero przed nami). A w obecnych 25 metrach to już w ogóle chciałam się ograniczyć do minimum ;) Oczywiście to tylko założenia, w efekcie to ja jestem osobą, która najwięcej kupuje Poziomce zabawek, ubranek i innych pierdół :D A wynika to z naturalnej radości posiadania dziecka i potrzeby zabawy z nim co i rusz nowymi rzeczami lub zajęcia go czymś, kiedy chcę coś zrobić albo mieć po prostu chwilę dla siebie :P

Ponieważ nasza Poziomka bardzo długo nie wykazywała zainteresowania zabawkami (tylko przytulaniem i budowaniem relacji z ludźmi) nie miałam problemu z ich nie kupowaniem. Coś około 9 miesiąca zaczęła jednak zgłębiać różne zabawki coraz dłużej i coraz bardziej wnikliwie. Fascynacja ta nie trwała zbyt długo i, i tak kończyło się na eksplorowaniu przestrzeni naszego domu po swojemu lub chęci pomagania Mamie przy jej obowiązkach. Myślę, że chęć korzystania i zgłębiania rzeczy codziennego użytku, to naturalna kolej rzeczy na tym etapie rozwoju :) Wtedy też pomyślałam "W to mi graj!" i zaczęłam kombinować z tym co mam w domu aby połączyć jej potrzebę uczestniczenia w moich zajęciach oraz rozwoju nowych umiejętności, bez konieczności kupowania kolejnych zabawek.

I chociaż jestem właśnie w trakcie tworzenia listy zabawek (oczywiście po tak długiej wstrzemięźliwości i zabawkowym poście, jest ich zdecydowanie za dużo :P), które chcę sprawić Poziomce na roczek (aaaa to już za tydzień) oraz szykowania z tej okazji niespodzianki dla Was, pomyślałam, że podsunę Wam kilka sprawdzonych u nas zabaw bez zabawek :)

zabawa w domek, zabawy, zabawa, zabawy z niemowlakiem, domek, dziecko, niemowlę



Na początku był domek :)Poziomka ciągle interesowała się zawartością naszego wózka, zaadaptowałam więc ten kącik na jej domek, przeprowadziłam lale, maskotki i inne drobiazgi, pokazując jej zabawy w stylu: karmimy, kładziemy spać (piętrowe łóżko jak znalazł), czytamy książeczki. Podziałało to jej wyobraźnię! Na słowo "domek", ładuje się do środka i wyczynia tam przeróżne zabawne rzeczy ze swoimi zabawkami lub po prostu się cziluje, zapominając przy tym o naszych rzeczach, które wciąż tam leżą :D










Kiedy zaobserwowałam fascynację Poziomki tego co dzieje się za oknem, stworzyłam jej kolejną bazę. W sumie to spełniłam też swoje dziecięce marzenie (w amerykańskich filmach w dziewczęcych pokojach były takie szerokie parapety pod oknem z poduchami i lalami <3) o takim miejscu w domu :D I nie powiem czasem sama sobie tutaj siadam, np. teraz kiedy piszę do Was :) Poziomka obserwuje z niego ruch na parkingu, ptaki, które przylatują do naszego karmnika i wielkie drzewo, na który też nie raz dzieją się ciekawe rzeczy lub najzwyczajniej w świecie bawi się czymś, a ja mam pewność, że ma ciepło i wygodnie pod pupą ;)


zabawa w domek, zabawy, zabawa, zabawy z niemowlakiem, domek, dziecko, niemowlę




Kolejną fajną zabawą jest zakładanie na butelki/puszki, czy co tam macie dostępnego w domu, pokrywek/korków. Poziomka przez dobre 10 minut potrafi zakładać i zdejmować zatyczki od butelek :)






Wyższy level to dopasowywanie zatyczek do kilku różnych butelek i póki co się nie udaje, ale fun wciąż jest ;)


zabawy, zabawa, zabawy z niemowlakiem, dziecko, niemowlę


Kolejnym ulubioną zabawką Poziomki jest drewniana skrzynka na kółkach, która już dawno przestała nam służyć tylko do kuchennych celów :P Teraz służy głównie do zabawy, a co tam, a raczej czego w tej skrzynce nie ma to tylko Poziomka wie, bo ja nie ogarniam i czasami znajduje w niej takie skarby, że głowa mała ;)





Kiedy gotuje obiad i Poziomka chce mi koniecznie towarzyszyć, skrzynkę zamieniam na kuchnię dla niej (by the way to próbka frontów do naszej kuchni w nowym M :) Uwielbia machać łyżką i dobierać składniki (ja z tych co to pozwala dziecku wywalać wszystko z szafek ;), a ja mam przy tym niezły ubaw :D

zabawy, zabawa, zabawy z niemowlakiem, dziecko, niemowlę, zabawa w kuchnię, gotowanie z dzieckiem



"Ej Ty! Wskakuj do gara :D"


"Hmm musztarda Sarepska? No nie jest to francuska Dijon, ale też się nada :D"


A skąd Poziomka wie o istnieniu różnych rodzai musztardy? Ano jak nam się znudzą nasze książeczki to przeglądamy promocyjne gazetki, z których też można się wiele nauczyć :D Przynajmniej mają realne zdjęcia (warzyw, owoców), a nie rysunkowe obrazki ;)




Z pudełek po chusteczkach też  można uczynić zabawę :) Ja wkładam do nich różne wstążki, tasiemki i sznureczki, a Poziomka wyciąga, wyciąga i wyciąga, badając przy okazji ich długość, fakturę, detale itd..









Ponieważ około roku, sortery robią największą furorę, a ja czekam na urodziny, żeby sprawić jej jakiś wypasiony, wykorzystałam domek na chusteczki do trenowania umiejętności celowania i dopasowywania kształtów do otworu. Tutaj już użyłam zwykłych drewnianych klocków :)

zabawy, zabawa, zabawy z niemowlakiem, dziecko, niemowlę, sorter, sorter kształtów, klocki drewniane








Na koniec kontrola zawartości ;)



Jeszcze jedna fajna zabawka to zabawa apaszkami. Poziomka uwielbia się bawić tekstyliami. Jeśli zostawię otwartą szafę lub szufladę z ciuchami mogę mieć pewność, że pół godziny mam ją z głowy :P Czasem jej na to pozwalam, a czasem stawiam kosz z apaszkami lub chowam je do szuflady i zostawiam ją z tym tematem samą :) 






 Apaszki można też wykorzystać to popularnej zabawy "nie ma, nie ma..."


"...jest" :)


Chowanie się pod apaszkę to też duża frajda dla dziecka :D


Można też coś schować dziecku wśród apaszek i poprosić żeby to znalazło np. misia :)





Czasem uprawiamy z apaszkami tańce i śpiewy tak jak na Gordonkach, wtedy apaszki fruwają wszędzie i śmiechu jest co nie miara :)))

Kurcze myślałam, że mało będzie, a jednak trochę mi się tych zabaw nazbierało :P A może Wy podzielicie się ze mną swoimi pomysłami na zabawy z dzieckiem w domu? Jeszcze trochę czasu do prawdziwej wiosny zostało, więc mogą się przydać :) 

Tak jak wspomniałam szykuje dla Was niemałą niespodziankę i wpis z relacją z placu boju w nowym mieszkaniu (na Insta regularnie coś się w tym temacie się pojawia), a dzieje się tam fajowo :D Zatem wyglądajcie wkrótce kolejnych wpisów <3

Buziaki!

LU


PS Oczywiście wszystkie zabawy należy uprawiać pod okiem osób dorosłych ;) Ja mam ten komfort, że widzę Poziomkę z każdego zakątka mieszkania - zalety mieszkania w kawalerce :D


Zabawki na 1 urodziny dziecka + konkurs

$
0
0
Tak jak pisałam Wam ostatnio, nie jestem zwolennikiem domu wypełnionego po brzegi zabawkami, ale kiedy przychodzą święta, imieniny, urodziny i inne okazje, zasypała bym Poziomkę tysiącem prezentów, zabawek i gadżetów, podarowała gwiazdkę z nieba i spełniła każde jej marzenie :))) A już zwłaszcza w pierwsze urodziny! <3 Łezka mi się kręci w oku, no dobra, tak naprawdę ryczałam we wtorek jak bóbr ze szczęścia, że to moje maleństwo jakimś cudem przeżyło rok w moich rękach i wygląda na to, że jest szczęśliwe, mimo, że jej Matka jest dobrze szurnięta :D

Ale wracając do zabawek. Przygotowałam dla Was dzisiaj krótką ściągę z tego co można sprezentować rocznemu dziecku na urodziny :) Nie będę się jakoś długo rozpisywać dlaczego te zabawki, a nie inne. Są to moje subiektywne wybory lub sprawdzone pomysły, które z czystym sumieniem polecam i sama bym nabyła gdybym miała więcej kasy niż rozumu ;D

Na pierwszy ogień sortery. Nie od dziś wiadomo, że około roku dziecko zaczyna kumać kształty, wzory, dźwięki i inne walory oraz lubi wkładać i wyjmować przedmioty z różnych pojemników. Fajnie podsunąć mu więc coś na czym będzie doskonalił te umiejętności i poznawał kolejne :) Jeśli sorter ma też inne funkcje (jest sensoryczny, może służyć za samochód lub opowiadać historię) to tym lepiej, ale zwykłe pudełko też się przyda na potem :)


sortery, zabawki na 1 urodziny dziecka

1/2/3/4/5/6

Puzzle i układanki według mnie są na trochę później niż roczek, ale kto powiedział, że wszystkie zabawki muszą być na już? Nawet lepiej kupić zabawkę na wyrost i mieć ją w zapasie, niż coś na co dziecko jest już za duże i nie będzie zainteresowane zabawą ;)

sortery, zabawki na 1 urodziny dziecka
1/2/3/4/5

Klocki były, są i będą ponadczasową zabawką dla każdego dziecka w każdym wieku. Jedynie ich forma może się zmieniać w zależności od wieku. Ja na etapie roku stawiam na drewniane i jeżyki :)  

klocki, zabawki na 1 urodziny dziecka
1/2/3/4/5/6

Czy Wasze dzieci też wolą burzyć niż budować?? :D Mam jednak nadzieje, że pewnego dnia zobaczę Poziomkę ustawiającą wysoką wieże z klocków lub kul, ale żeby to się udało przydałaby się jest jakaś zachęcająca zabawka :)
wieże i piramidy, zabawki na 1 urodziny dziecka
1/2/3/4/5

Zabawki do kąpieli można kupować dziecku już odkąd siedzi, ale koło roku można pomyśleć o czymś bogatszym w formę i treść niż kaczuszka czy kubeczek ;)
zabawki do kąpieli, zabawki na 1 urodziny dziecka
1/2/3/4/5

Ciągacze przydadzą się dla już mocno stąpającego po ziemi smyka, ale jeśli będzie posiadał też inne zalety w formie klocków, sorterów i śrubek to może zaskoczyć znacznie wcześniej. Dla mnie to po prostu uroczy element w rękach dziecka :)


1/2/3/4/5

Pchacze mogą zmotywować do chodzenia, ale potrafią też spełniać rolę kuchni, warsztatu czy wózka na klocki i inne zabawki :)

1/2/3/4

Lale i misie dopiero teraz nabierają znaczenia. U nas sprawdzają się do zabawy w domek lub po prostu do przytulania i towarzyszenia w codziennych zajęciach :)


1/2/3/4/5/6/7/8/9

Książki to chyba jedyna rzecz, którą bym mogła kupować na potęgę bez żadnych wyrzutów sumienia! Poziomka je uwielbia, więc tym bardziej mam wymówkę żeby ciągle jej biblioteczkę poszerzać o co i rusz nowe pozycje :)

książki, zabawki na 1 urodziny dziecka
1/2/3/4/5/6/7

Poniżej znajdziecie jeszcze kilka skarbów, które wpadły mi w oko, a nie pasują do żadnej z wyżej wymienionych kategorii :)

1/2/3/4/5/6

Co do samych urodzin, to z ich okazji chciałam napisać dla Was post pt. "Cała prawda o byciu Mamą", ale niestety przeceniłam swoje emocjonalno-czasowo-organizacyjne możliwości i musiałam porzucić pomysł zebrania wszystkich myśli po rocznym macierzyńskim w jeden dzień (co się odwlecze to nie uciecze), na rzecz organizacji małego przyjęcia i świętowania tego osiągnięcia w gronie najbliższych ;)

Nic wielkiego, tylko my i dziadkowie, bo na więcej nie było miejsca, czasu i pieniędzy. Ale wiecie co? To był cudowny dzień od początku do końca :) Niespieszny, wesoły, słoneczny, w kameralnym gronie, ale kolorowy, smaczny i spędzony na hucznym świętowaniu. Były tańce, kwiaty, balony, prezenty, smakołyki i nawet dwa torty, bo oczywiście, żadna Babcia nie chciała odebrać sobie przyjemności przygotowania ciasta na tę okazje!







Pasta z makrelą made by Szarlatan: 1 makrela, 2 łyżki majonezu, 2 łyżeczki musztardy, sól i pieprz, pokrojona natka pietruszki ;)


Roladki z torilli z tuńczykiem i kukurydzą - Kwestia Smaku


Tort na bazie sernika made by Babcia Gabi. Postaram się o przepis po jej powrocie z Anglii ;) 


Tort Cappuccino made by Świekra:

Składniki:
1 jajko
5 żółtek
3 serki homogenizowane waniliowe (najlepiej Zambrowski)
2 łyżki żelatyny
1 kostka margaryny/masła
1 szklanka mleka w proszku
3/4 szklanki cukru
2 paczki okrągłych biszkoptów
2-3 łyżki kawy rozpuszczalnej
3 szklanki wody
Czekoladowa polewa 

Przygotowanie:
Kawę rozpuścić w 2 szklankach wody, wystudzić. Jajka ubić z cukrem do białości. Margarynę utrzeć na pulchną masę i dodawać porcjami ubite jajka. Nastepnie dodawać serki waniliowe i mleko w proszku (stale ucierając). Na końcu dodać żelatynę rozpuszczoną w połowie szklanki wody. Biszkopty moczyć w ostudzonej kawie i wykładać na dno tortownicy. Na biszkopty wyłożyć połowę masy, następnie ponownie ułożyć biszkopty nasączone kawą i pokryć drugą połową masy. Na wierzch położyć trzecią warstwę biszkoptów. Ciasto polać polewą czekoladową i wstawić do lodówki na noc ;)

W kulminacyjnym punkcie padła mi bateria, więc zdjęcie dwóm tortom zrobiłam już telefonem ;)


Dekoracje:
Girlanda z frędzelków na oknie - Flying Tiger
Personalizowany baner z napisem "ROMA", topper na tort i piki z gwiazdkami - The Pink Pretzel
Balony, ozdobne kule, konfetti, słomki, kubeczki - Wiewiórka i Spółka
Bibuła na stole - wieloletnie zbiory zewsząd ;)
Kurtyna ze wstążek - Hand Made ;)
Poduchy - Smukke.pl
Zabawki - Tublu.pl
Sukienka Poziomki - Next

Na koniec tak jak obiecałam przygotowałam dla Was urodzinowy KONKURS :D Dzięki sklepowi Tublu i marce Janod, możecie zdobyć dla swoich pociech jedną z poniższych nagród:



Aby wziąć udział w urodzinowej zabawie Poziomki wystarczy:

a) polubić profile Enjoy Your Home, Tublu i Janod Polska na Facebooku

b) wybrać jedną nagrodę dla swojego dziecka i złożyć Poziomce życzenia urodzinowe (pod tym postem ;)
1 - wybrany Plecak Little Life Animal
2 - Sorter Janod
3 - różowy Plecak Little Life Runabout 
4 - zielony Plecak Little Life Runabout
5 - pluszowa maskotka Ragtales Lisek lub Króliczek
6 - Lisek drewniany do ciągnięcia Janod
7 - Gryzak Szczotka BugBrush

c) udostępnić baner konkursowy na Facebooku lub Blogu
d) anonimowych czytelników proszę o pozostawienie w komentarzu @

Konkurs trwa do 26 marca, a wyniki ogłoszę 28 marca w tym samym poście :))))

Dodatkowo jeśli w czasie trwania konkursu zrobicie w sklepie Tublu.pl zakupy to bez względu na wartość zamówienia i wybraną metodę płatności na hasło: UrodzinyPoziomki otrzymacie darmową wysyłkę kurierem :)

ENJOY!

LU z POZIOMKĄ ;)



PS Następny post z postępami w Nowym Mieszkaniu (więcej na Instagramie #nowemieszkanieyh ;)

Odbiór Nowego Mieszkania (dokonany, a nawet więcej)

$
0
0
Za długo, za długo się zeszło. Najpierw z poprawkami po pierwszym odbiorze. Deweloper miał na nie aż 30 dni! A potem z tą całą ścianą do wyburzenia oraz zmniejszeniem komórki. Ale o tym za chwilę, bo pytaliście jak się uporać z odbiorem mieszkania i na co zwrócić uwagę. 

Specjalistą nie jestem żeby jakieś budowlane poradniki pisać (chociaż odkąd przeczytałam tekst Architekt na Szpilkach >>> Na co zwrócić uwagę kupując nowe mieszkanie, doszłam do wniosku, że mój wpis >>> Jak kupiliśmy NOWE MIESZKANIE oparty wyłącznie na własnych doświadczeniach i subiektywnej ocenie tematu, mógłby śmiało z poradnikami konkurować :D), ale moim zdaniem warto zabrać ze sobą na odbiór mieszkania fachowca, który wie co i jak lub samemu porządnie zgłębić temat (znowu polecam tekst Kasi  >>> KLIK). Może wujek lub tata jest majstrem, może ekipa, która będzie wykańczać mieszkanie, zerknie okiem i doradzi, a może po prostu zapłacić komuś kto się trudni doglądaniem mieszkań przy odbiorze (my tak zrobiliśmy i jesteśmy bardzo zadowoleni :) i będziecie mieli pewność, że wszystko zostało zrobione na tip top! W końcu pewnie nie mało zapłaciliście za Wasze wymarzone mieszkanie? ;) 

No właśnie, mieszkanie do spory wydatek, dlatego kilka szczegółów, które znalazł u nas fachman (rysy na szybach, opadnięta wylewka, krzywy kąt w kuchni, niedokręcony grzejnik, ruchome balustrady, porysowane parapety, uszczerbione tynki w okół drzwi) były nie do zaakceptowania. Szczerze mówiąc to najlepiej obejrzeć przed odbiorem sobie Perfekcyjną Panią Domy, założyć tak jak ona rękawiczki (tylko w tym wypadku budowlane lub ogrodnicze) i przejechać w mieszkaniu palcem co się da :P Ściany, okna, szyby, grzejniki, drzwi wejściowe (zewnątrz i wewnątrz opaski), progi, włączniki, gniazdka, wentylacje, parapety, balustrady (nie wpadłabym na to, żeby je pchnąć i sprawdzić, czy nie chodzą jak drzwi ;). Sprawdzić czy wszystko chodzi tak jak trzeba, zamyka się, domyka, styka, jest szczelne, równe i sprawne! Tak pokrótce :)

Teraz zapraszam do obejrzenia kolejnych etapów naszej pracy,po drodze napiszę co, jak i dlaczego :)










Najpierw poleciała ściana między kuchnią a salonem. Zaraz potem (na szczęście tuż przed zamówieniem kuchni) okazało się, że obie ściany schowka są działowe, więc możemy jedną z nich trochę cofnąć, aby weszła nam przy kuchni lodówka :D Mało nie posiadałam się ze szczęścia, że wszystkie elementy, o których marzyłam w kuchni (wolno stojąca lodówka, równa zabudowa nad blatem oraz stół pod oknem) wejdą bez problemu :D

Poniżej możecie zobaczyć projekt, na którym ostatecznie stanęło :) Przy kolejnej okazji (teraz jest 3 nad ranem i opadam juz z sił) opowiem Wam dlaczego w końcu tak, a nie inaczej ;) 


Te kreseczki to otwarte półki, które będziemy wykonywać na zamówienie ;)


Wracając do ścian to tak spodobał się nam ten szeroki korytarz, że uznaliśmy, że nie będziemy powiększać komórki (3 szafy, komórka w piwnicy i schowek w mieszkaniu powinny starczyć ;) kosztem tej cudownej przestrzeni <3 To chyba wynik 4 lat spędzonych na 25 metrach :D












W chwili obecnej ściany stoją już tak jak powinny, a chłopaki kończą łazienkę i zabrali się za kładzenie podłóg :D












Jeśli chodzi o podłogę (bo wiele osób pytało na Instagramie >>> #nowemieszkanieyh) to zdecydowaliśmy się na surowy dębowy parkiet :) Po pierwsze dlatego, że się nam podobał, a po drugie szkoda było inwestować w jakąś super gotową dechę, skoro i tak zaraz będę coś na nim malować. Już kombinuje coś na wzór tego co zrobiliśmy w kuchni w obecnym mieszkaniu >>> KLIK. To jedna z tych rzeczy, za którymi będę tęsknić po przeprowadzce, więc musicie mi wybaczyć, ale w nowym mieszkaniu pewnie Was niczym nie zaskoczę, bo będzie to coś bardzo podobnego :D







Jak widzicie, już bliżej niż dalej końca. Przeprowadzkę planujemy po świętach Wielkanocnych i mam nadzieję, że uda się ten plan zrealizować (to plan z zapasem, bo wszyscy wiemy jak jest z tym planowaniem vs. realia ;) Szczerze mówiąc to mieszkanie wciąż nie jest wykończone, a my tak! Odliczamy minuty i sekundy do przeprowadzki. Jesteśmy zmęczeni nie tylko wykańczaniem nowego mieszkania, ale i mieszkaniem w kawalerce. Z każdym dniem wydaje się nam, że jest co raz mniejsza i mniejsza. Wszystko nas już tu uwiera, swędzi i wkurza >:/ Jakby nie było, przeprowadzka już naprawdę niedługo, więc robimy co w naszej mocy, żeby mimo wszystko najpierw wykończyć nowe mieszkanie, a nie siebie ;)

Całuje, ściskam i o KONKURSIE z ZABAWKAMI przypominam, bo trwa tylko do niedzieli >>> KLIK ;)




LU

Polskie Wnętrza vol. 10

$
0
0
Nie sądziłam, że kolejna sesja polskich wnętrz odbędzie się znowu u płci przeciwnej (plan był zupełnie inny ;). Jak tak dalej pójdzie to będę musiała dodać na blogu jakąś nową kategorię w stylu #meskiewnetrza :D Ale wcale mi to nie przeszkadza, lubię pokazywać męski świat. Mężczyźni też mają smykałkę do wnętrz. Chociaż prawda jest taka, że zawsze na koniec okazuje się, że maczała w nim palce jakaś kobieta ;) 

Dzisiejsze wnętrze to nie byle jaka gratka, bo 60 metrowe mieszkanie w Domu Wedla na warszawskim Mokotowie ;) To zabytkowe lokum przeszło generalny remont i zmianę układu pomieszczeń (za chwilę dowiecie się więcej), tak aby służyło rodzinie z dzieckiem. Mischa [czyt. Misza] mimo nowoczesnego wykończenia chciał zachować zabytkowy charakter mieszkania po pradziadkach, stąd te wiekowe meble w salonie :) Zresztą słusznie, bo dodają smaku całemu wnętrzu.

Co do samego właściciela tej zacnej kwatery, to poznałam go za sprawą moich sióstr. Nie znam Mischy jakoś specjalnie, ale dobrze mu z oczu patrzy. Na tyle dobrze, że na pierwszym spotkaniu, które miało miejsce w wakacje, zostawiłam mu 4 miesięczne dziecko w hamaku na plaży, żeby sama móc popływać na SUPie :D








Wszechobecne Buldogi wynikają z miłości Mischy do tej rasy psów. Kiedyś zresztą miał dwa ;)



Widzicie tę Wiosnę za oknem? :D


Niegdyś ten duży salon był podzielony na dwa mniejsze pomieszczenia. Znajoma architekta Mischy uznała jednak, że część salonowa jest ważniejsza niż sypialnie. I słusznie, bo to tutaj toczy się całe życie rodzinne :)  













Stąd też pewnie pomysł aby z przejściowej łazienki zrobić kuchnie wychodzącą na salon (również tę dziecięcą ;)














W miejscu gdzie obecnie znajduje się łazienka, niegdyś była tylko toaleta, a zaraz obok niej wejście do kuchni :)






Kuchnia kończyła się aż w sypialni, a w miejscu gdzie widzicie puste półki (Mischa jest minimalistą ;) była służbówka z oknem :)





Mischa nie mógł przeżyć, że Rotunda będzie miała nowy look, dlatego sprawił sobie wersje mini na półkę :D ;)


Tym sposobem dotarliśmy do końca, gdzie pokazuje Wam zawsze przedmioty znalezione na OKAZJE.INFO, które według mnie pasują do wnętrza. Powiem Wam, że tym razem nie było zbyt łatwo, ale wydaje mi się, że te parę smaczków znalazłoby swoje miejsce u Mischki w domu ;)



1/2/3/4/5/6/7/8/9/10

Post powstał przy współpracy z portalem Okazje.info

Jak się Wam podobają takie połączenia starego z nowym i miszmasz kolorów? :) Powiem Wam, że ja coraz częściej mam ochotę oglądać i inspirować się takimi wnętrzami. Pozornie niespójnymi, niedopasowanymi i na maksa spontanicznymi (no dobra kilka estetycznych zabiegów do zdjęć wykonałam, ale tylko z myślą o Was ;). O ile oczywiście ktoś ma dobry gust, ale w przypadku Mischy musicie przyznać, że tak jest! :)

Całusy!

LU

Postępny w Nowym Mieszkaniu

$
0
0
Podobno sobota to kiepski dzień na publikacje wpisu, ale ponieważ to Wielka Sobota stwierdziłam, że zaryzykuje ;) Prawdziwie stęskniłam za pisaniem i nade wszystko chciałam pokazać Wam postępy w nowym mieszkaniu oraz złożyć świąteczne życzenia. Ale to na koniec, bo najpierw zobaczcie jak nie wiele nam już zostało do przeprowadzki :)


W całym mieszkaniu leży już podłoga i czeka na ostateczne lakierowanie. Jak pewnie zdążyliście zauważyć wymieniliśmy grzejniki na ozdobne, w rozmiarach i miejscach, które nie przytłaczają wnętrza :)




Wszystkie ściany są już praktycznie pomalowane, jeszcze gdzieniegdzie brakuje drugiej warstwy. W kuchni czekają już na ścianach kafle i dolne fronty :)


Łazienka jest już w 99% gotowa, brakuje kilku drobiazgów (wieszaczków, zabudowy nad pralką, drzwi), ale to nie przeszkadza żeby z niej korzystać, przynajmniej nam ;)



Sypialnia Poziomki też jest już skończona (podłogi, listwy, ściany). Za wykańczanie wezmę się po przeprowadzce. Mam już wybraną cudną tapetę. Rozglądam się za lampą i szafą dla tej naszej małej agentki :) 


W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się na zamianę pokoi. Tzn. my zajmiemy z Szarlatanem tę usytuowaną bliżej salonu (większą), a Poziomka tę bliżej łazienki (mniejszą) :) Doszliśmy bowiem do wniosku, że:
a) potrzeby dwóch osób dorosłych są znacznie większe (Szarlatan chce wygospodarować miejsce na biurko, a ja chcę mieć szafę z prawdziwego zdarzenia) niż jednego rocznego dziecka 
b) nawet jeśli za jakiś czas pojawi się drugie dziecko (nie, nie jestem w ciąży ;) to i tak pierwszy rok spędzi w naszej sypialni, więc gdybyśmy na starcie wybrali mniejszy pokój to nie byłoby w nim miejsca nawet na dostawkę, nie mówiąc już o łóżeczku :P
c) dwójka dzieci będzie potrzebować wspólnego pokoju najwcześniej za 4-5 lat, więc nie ma sensu żebyśmy przez tyle lat gnieździli się w małym pokoiku
d) chcemy znowu zacząć toczyć wieczorami bogate życie towarzyskie, a sypialnia bliżej salonu oddana dziecku mogłaby nieco pokrzyżować nam plany ;)


Naszą sypialnie będziemy malować na szaro po świętach :) Już się nie mogę doczekać jak to będzie ostatecznie wyglądać, bo chyba z tydzień wybierałam ten kolor, haha :D


Jak widzicie, ostatnie szlify, trochę farby, lakieru i gniazdka, a będzie można montować kuchnię :) Plan jest taki aby przeprowadzić się z końcem kwietnia, a początkiem maja. Trzymajcie kciuki żeby się udało, bo już normalnie jesteśmy bliscy załamania nerwowego :P




Jeszcze na pewno nie raz będę Wam szczegółowo pokazywać po przeprowadzce co, gdzie i jak wyszło, ale znając życie za chwilę i tak będziecie pytań skąd to i owo, więc odpowiadam:

Grzejniki - Instal Projekt, Tubus, zamawiałam w Aleotti
Podłoga drewniana (więcej w poprzednim poście >>> KLIK) - Dębowy parkiet 22mmx70mmx250mm
Płytki podłogowe w łazience - Equipe Ceramicas Hexatile Negro Mate 17,5x20cm
Płytki ścienne (w kuchni i łazience) - Vives Blanco Brillo 15x15cm
Szafka z umywalką - Hemnes Ikea
Czarna lampa - Aliexpress
Lustro na pasku - Allegro
Czarna armatura łazienkowa - Allegro
Parawan nawannowy 81x140 cm - ONEGA  
Wanna - KOŁO
WC - KOŁO

Jak widzicie zostało tak nie wiele do wykończenia mieszkania na tyle żeby udało się nam tam przenieść i w końcu cieszyć się większą przestrzenią niż tą, którą użytkujemy obecnie ;) Wiem, że to dopiero początek, bo po przeprowadzce jeszcze wiele przed nami aby dostosować nowe kąty do naszych potrzeb. Wiosna to jednak taki czas, że energii nie brakuje i aż się chce działać, zmieniać, urządzać, sprzątać. I właśnie tym się zajmowałam od dwóch tygodni, jak mnie tu nie było. Porządkowałam wszystkie nasze wspólne i moje osobiste graty jakie udało mi się zgromadzić od narodzin, aż po dziś dzień. Pożegnałam się ze starym, nieużywanym, niepotrzebnym, zalegającym, niepasującym, przytłaczającym, irytującym ponieważ chciałabym aby nowe mieszkanie było jak czysta biała kartka, na której zacznę od nowa pisać swoją (naszą) historię :)

Cieszę się, że udało mi się to zrobić przed Wielkanocą, dzięki czemu te Święta będę zasłużenie odpoczywać, a zaraz po nich zacznę wszystko od nowa :) Z okazji Świąt Tego samego i Wam życzę Kochani <3 Wypocznijcie, nabierzcie energii i siły na to co przed Wami! :)))



zdjęcia via Instagram

Polecam na Weekend!

$
0
0
Jak już wiecie z ostatniego posta, dużo ostatnio pracuje nad odgruzowaniem obecnego mieszkania i chociaż myślałam, że zrobiłam już wszystko to wciąż znajduje nowe "zakamarki", które wymagają przewietrzenia i odgracenia ;) Spieszy mi się nie tylko dlatego, że za chwilę przeprowadzka, ale także dlatego, że w najbliższy weekend jedno z moich ulubionych wydarzeń >>> Wyprzedaż Garażowa :)

Jeśli tak jak ja nie lubicie wyrzucać, a bawienie się w sprzedaż na OLX czy Allegro jest dla Was zbyt pracochłonne, ale mimo to macie ochotę na porządne wietrzenie mieszkania z czego bądź, to ta genialna inicjatywa jest dla Was! Pewnie myślicie, "Taaa kto by chciał kupić: używane buty, starego misia, wyciskaczkę do tubek czy wiekowy obrazek?". Odpowiedź brzmi, masa ludzi! Kiedy pierwszy raz brałam udział w wyprzedaży na Warszawskim Żoliborzu sprzedałam tyle dziwnych i z mojego punktu widzenia bezużytecznych i nieatrakcyjnych rzeczy, że nawet nie macie pojęcia :P Na zachętę powiem Wam, że zarobiłam lekką ręką ok. 300 zł :D Mam nadzieje, że i tym razem, w najbliższą niedziele w Miejsce Chwila, będę miała równie zainteresowanych moim kramikiem klientów ;) Was także zapraszam do poszperania w moich i nie tylko moich rzeczach, bo na wystawienie się już raczej za późno. Ale może spodoba Wam się pomysł i weźmiecie udział w kolejnych edycjach?


Skoro zaczęłam od niedzieli to już przy niej pozostanę polecając Wam Targ Śniadaniowy na Mokotowie, gdzie zjecie smaczną i zdrową szamę w przyjemnym otoczeniu, budzącej się do życia przyrody na Skwerku AK Granat!


Zarówno w niedzielę, jak i w sobotę polecam Wam, już nie pierwszy i nie ostatni raz, moje najulubieńsze Targi Rzeczy Ładnych, tym razem na Placu Trzech Krzyży! <3 Bardzo jestem ciekawa nowej lokalizacji i oczywiście wystawców, bo jak wiecie bywam na targach regularnie (o poprzednich edycjach możecie przeczytać >>>TU) i różnie z tą lokalizacją bywa :) Nie sądzę żebym tym razem miała czas na zdjęcia i wpis o Targach (o ile w ogóle uda mi się na nie wpaść, bo napięty mam grafik w ten weekend), ale na Instagram z pewnością wrzucę swoje zauroczenia ;D


Na koniec zupełnie nowe wydarzenie w świecie Designu >>> Ładna Wiosna, którego jestem bardzo, bardzo ciekawa, bo dotyczy rynku dziecięcego, a organizatorem jest mój ulubiony portal Ładnebebe.


Jak widzicie jest co robić w Warszawie w najbliższy weekend :) Może nie na wszystkie, ale na 2-3 z wymienionych wydarzeń, na pewno się wybiorę! Już teraz zapraszam Was do spotkania ze mną na Wyprzedaży Garażowej, a jeśli nie macie możliwości żeby na nią trafić, a ciekawi jesteście co mam do sprzedania, to polecam zajrzeć na mój nowy profil na Instagramie >>>https://www.instagram.com/eyh_sale/, który stworzyłam specjalnie do tych celów ;)


To co, kogo spotkam i gdzie? :D

LU

Sensoplastyka

$
0
0
Jak Wam minęła Majówka? :) Ja odpoczywałam cały Boży tydzień i bardzo mi z tym dobrze :) Po ostatnich kilku miesiącach, które kręciły się w okół wykańczania nowego mieszkania, porządków i przygotowań do przeprowadzki, która mimo prawie gotowego lokum nie nastąpi (jak mi się marzyło) w ten weekend, potrzebowałam totalnego resetu. Co prawda jeszcze w zeszły wtorek (po nieudolnym montażu kuchni) latałam oddawać złożone szafki kuchenne do Ikea, ale już w środę ruszyłam z Poziomką do Starachowic na spontaniczne zaproszenie od Izabeli <3 Nawet nie przypuszczałam że te kilka dni na działce spędzone na gotowaniu, jedzeniu, spacerowaniu, bieganiu z dzieckiem i za dzieckiem po błocie i kałużach, da mi tyle radości i pozwoli naładować baterie na nowo :) 






Na dłuższą metę ciągłe przebieranie dziecka i oglądanie go czarnego od stóp do głów nie należy jednak do moich ulubionych rozrywek. Ale jestem świadoma, że nie ma nic lepszego dla rozwoju całego organizmu malucha jak zabawa w błocie, wodzie, oleju czy mące :) Jak sobie z tym radze w mieście? Otóż oprócz BLW, regularnie uczęszczam z Poziomką na bardzo fajne zajęcia z plastyki sensorycznej zwane Sensoplastyką. 

Nie wiem czy słyszeliście o tego typu zabawie dla dzieci, bo ja sama trafiłam na ten pomysł dzięki znajomej z czasów podstawówki :) Długo nie musiała mnie namawiać na dołączenie do grupy, bo lubię z Poziomką uczęszczać na różne zajęcia, zabawy i warsztaty, a przy okazji i Wam podsuwać ciekawe pomysły na spędzanie czasu z dzieckiem. 

Tak też od kilku dobrych miesięcy, raz w tygodniu jeździmy do Akademii Harmonijka na zajęcia prowadzone przez Karle i jej Salon z Kuchnią, która pokazuje nam nieograniczone możliwości zabawy za pomocą najprostszych artykułów spożywczych (mąka, woda, olej, kasza, ryż, kisiel, galaretka, kawa, chrupki itp. itd.) :) Co tydzień mieszamy, rozlewamy, lepimy, zagniatamy, smakujemy, wąchamy, oglądamy, dotykamy i słuchamy co i róż to nowych faktur, barw, kształtów, proporcji, konsystencji oraz zapachów. Chyba nie muszę mówić jak bardzo pobudza to twórcze myślenie, kreatywne spojrzenie na świat, usprawnia ruchowo, wspiera rozwój zmysłów (w tym mowy), pomaga nawiązywać relacje społeczne z dziećmi, a przy okazji pogłębia naszą więź emocjonalną :) 







Pewnie za chwilę ktoś z Was pomyśli >>> "Ale po co płacić skoro można to zrobić z dzieckiem w domu?". Otóż rzeczywiście, można, tylko cały myk polega na tym, że na Sensoplastyce jesteśmy w 100% dla dziecka. Doświadczamy całym sobą TU i TERAZ bez zbędnego martwienia się i stresu czy za chwilę nie będziemy musieli sprzątać mieszkania z tłustych plam na ścianach i miliona okruszków lub ziarenek na podłodze czy w łóżku (aaaaa wrrrr nienawidzę!) :) Wystarczy strój na zmianę i babramy się do woli, a zmartwienia o przestrzeń (ubrania dopierają się bez problemu ;) pozostawiamy organizatorom, sasasa :D 








Na koniec chciałam zareklamować Wam jeszcze samą Karle i jej zajęcia z Sensoplastyki (dokładny terminarz znajdziecie w aktualnościach Salonu z Kuchnią na Facebooku >>> KLIK), bo dużo tego typu rozrywek na Warszawskim rynku. Znamy się od podstawówki i chociaż kontakt mamy sporadyczny i od zawsze czysto koleżeński, to mogę śmiało powiedzieć, że Karla należy do tych osób, które zarażają uśmiechem i dobrą energią, wyróżniają się empatycznym podejściem do drugiego człowieka oraz mają głowę pełną pomysłów :) Na jej zajęciach nie da się nudzić! Nie zostawi Was z kawałkiem ciasta i wyjdzie z sali (bo i o takich przypadkach słyszałam :/), ale od początku do końca poprowadzi przez Sensoplastyczny świat widziany oczami dziecka :) 


To co, kto rusza z nami na Sensoplastykę? :D

Jeśli jesteście zainteresowani udziałem w zajęciach to przygotowałam dla Was z Karlą mały KONKURS, w którym do wygrania są 3 wejściówki na Sensoplastykę :) Aby wygrać jedną z nich, wystarczy napisać w komentarzu swój pomysł na sensoplastyczną zabawę. Trzy najciekawsze naszym zdaniem pomysły otrzymają wejściówkę na zajęcia organizowane przez Salon z Kuchnią w Warszawie :) Czekamy na Wasze pomysły do 17 maja! Wyniki ogłoszę w tym samym wpisie następnego dnia. Powodzenia!

LU

Cała prawda o byciu Mamą (+niespodzianki)

$
0
0
Jakiś czas temu pisałam o macierzyństwie i prosiliście abym częściej takie wpisy na blogu publikowała :) Właściwie macierzyństwo to temat rzeka i codziennie można by o nim pisać, tylko czasu i energii brak (już się do tego stanu przyzwyczaiłam :P). Kolejną część swoich wywodów zaplanowałam skrobnąć kiedy Poziomka skończyła rok i tak przeciągnęło mi się, aż do Dnia Mamy :P To chyba jednak dobra okazja żeby podzielić się z Wami moimi odczuciami i przedstawić niespodziankę, którą przygotowałam specjalnie dla Was Drogie Mamy (ale nie tylko) :)

Co prawda wpis jest skierowany raczej do nowo upieczonych Mam albo kobiet oczekujących na ten przełomowy moment w życiu (będzie i to bardzo, uwierzcie mi ;), ale stare wyjadaczki też pewnie z chęcią przeczytają i coś od siebie dodadzą ;) Bo przyznacie mi, że kobiety, którym wydaje się, że wiedzą co to znaczy być Mamą są w grubym błędzie!? Sama zanim nią zostałam zgłębiłam sporo książek, zajmowałam się bobasami i większymi karakanami, miałam przyjemność zabawiać wiele dzieci. Ogólnie lubię dziecięcy świat, a mimo to dopiero jak zostałam Mamą dowiedziałam się jak bardzo myliłam się, że wiem cokolwiek na ten temat :P

 

Nie wiem czym się zajmujesz Kochana? Może pracujesz fizycznie, może umysłowo, może prowadzisz własny biznes, a może jesteś na łasce pracodawcy. Może studiujesz, do tego ćwiczysz taniec, codziennie śmigasz na siłownie, hobbystycznie sadzisz kwiatki w ogrodzie lub charytatywnie udzielasz się na Paluchu. Czego byś nie robiła, jak wcześnie byś nie wstawała lub późno kładła, uwierz mi, że takiego zmęczenia jakie zafunduje Ci macierzyństwo nigdy nie zaznałaś i nie zaznasz! Ciężko to nawet opisać jak bardzo ta rola wypompowuje z człowieka energię do zera (gdybym miała to zobrazować to byłby to wielki sflaczały balon, z którego uleciało powietrze), włącznie z prawidłowym funkcjonowaniem mózgu, który po porodzie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczyna funkcjonować na zupełnie innych falach i trzeba bardzo, ale to bardzo się starać aby nie pozwolić mu żyć tylko dziecięcym życiem ;)


Masz jakieś nie dokończone sprawy? To lepiej je dokończ zanim zostaniesz Mamą, bo wtedy już zawsze możesz mieć pewność, że coś będzie niedokończone, zaniedbane lub rozgrzebane. Dom, mąż, ogród, samochód, znajomi, rodzina, a co najgorsze Ty i Twoje potrzeby! Przy dziecku nie ma szans żeby wszystko zawsze było zrobione, a już zwłaszcza na TIP TOP! Nie wiem, może jestem źle zorganizowana, może za mało się staram, ale od ponad roku jestem Mamą i już zdążyłam się przyzwyczaić, że muszę z czegoś zrezygnować na rzecz czegoś innego, bo wszystkiego się zrobić nie da! O ile wcześniej miałam czyste mieszkanie, czas na sport, relaks, urodę, pasje, pracę, naukę, zabawę, o tyle teraz zawsze na jakiejś linii nawalam. Moja łazienka często gęsto jest niedomyta, paznokcie 3 tygodnie lakieru nie widziały, grubość kurzu na półkach dochodzi do centymetra, a ja nie przeczytałam od kilku dobrych miesięcy żadnej książki. Dlaczego? A no dlatego, że kiedy moja słodka Poziomka zasypia (a nie raz jej usypianie trwa nawet godzinę) ja bardzo często po całym dniu kupek, zupek, spacerków, prania, sprzątania, biegania i gadania (Muuu, Beee, NuNu i PaPaPa) PADAM ze zmęczenia razem z nią! Jeśli chcesz dokładnie wiedzieć jak wygląda dzień spędzony na "siedzeniu w domu z dzieckiem", polecam przeczytać wpis Mamy Gadżety, która co do minuty podliczyła ile czasu ma kobieta na siedzenie w ciągu dnia ;) Trzeba dodać, że w miarę jak dziecko rośnie, obowiązków przybywa, a co za tym idzie, czas dla siebie i na siedzenie kurczy się niemal do zera!

 

I co? I wtedy dochodzą do głosu wyrzuty sumienia. Wiesz co to są wyrzuty sumienia? Pewnie tak, może Ci się zdarzają kiedy powiesz komuś coś przykrego albo ktoś zwróci Ci uwagę, że coś źle zrobiłaś i czujesz się winna. Kiedy zostaniesz Mamą przygotuj się na niekończące się wyrzuty sumienia. Jak nie względem dziecka (bo za mało czasu z nim spędziłaś, bo znowu dałaś mu ciastko chociaż nie chciałaś, ale to było jedyne wyjście żeby się nie darło w samochodzie, bo karmiłaś za krótko piersią, a stara wiara twierdzi, że powinnaś do 1,5 roku, a nawet dłużej, bo dałaś słoiczek, a nie ugotowałaś, bo musisz je zabrać kiedy zabawa trwa w najlepsze), to do domu (bo stos prania czeka od tygodnia, bo przez okna już ledwo co widać, bo nie masz siły na zmywanie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie) lub do siebie (znowu nie pobiegałam, znowu nie pomalowałam paznokci, znowu nie poczytałam, nie popracowałam) albo do męża, rodziny czy znajomych (bo najzwyczajniej w świecie nie jesteś w stanie całego świata zadowolić!). Gdy pojawi się dziecko, możesz być bowiem pewna, że jeśli zaplanujesz sobie, że coś zrobisz to w 75% przypadków dziecko w tym czasie zaplanuje coś zupełnie innego - wcale nie będzie spać, wcale nie chce jeść, bawić się, dostanie kataru, ataku płaczu lub jeszcze czegoś innego ;) Więc z Twoich planów na pracę, załatwienie kilku spraw, posprzątanie, ugotowanie, ćwiczenia, 5 minut na KAWĘ, nici!


Do tego dochodzą piękne fotki innych Mam na Facebooku czy Instagramie. Które jeszcze bardziej wpędzają Cię w kompleksy i poczucie, że sobie nie radzisz ;) Pamiętaj, że pokazują tylko skrawek swojego życia (w tym ja ;) i może Ci się wydawać, że zawsze mają czysto w domu, ogrodzie, dzieci takie ładne i pod kolor, a one zadbane od stóp do głów i jeszcze pyszny obiad na stole stawiają. Uwierz mi, że to NIEMOŻLIWE, no chyba, że masz pełnoetatową pomoc w postaci Pani do sprzątania, prasowania, zmywania, gotowania itp. itd. Nawet ja, która od Lutego mam 5 dni w tygodniu Szarlatana w domu, nie potrafię pogodzić wszystkich obowiązków wychowawczych z pracą, pasją, zdrowiem, urodą. Pokazuje tylko to co ładne (chociaż nie zawsze), co mnie cieszy, wpadło mi w oko lub chcę zapamiętać. Dawno jednak porzuciłam chęć bycia Matką Idealną i dobrze mi z tym :) Takie Matki nie istnieją, no chyba, że w Bajkach. Każda Mama w jakiejś materii kuleje, każda coś zaniedbuje, ma jakiś deficyt i gdybyś poznała ją bliżej to z pewnością dowiedziałabyś się co to. A nawet może się okazać, że jej życie wcale nie jest tak fajne i kolorowe jak myślałaś ;)


Kochacie się z mężem/partnerem i jesteś przekonana, że dziecko nic w Waszym związku nie zmieni? Otóż żyjesz w dużym błędzie Moja Droga! Kiedy pojawi się dziecko, zmieni Wasz związek nie do poznania i jeśli razem z partnerem nie zadbacie o wspólny czas dla siebie, szczere rozmowy, randki, kwiatki i inne atrakcje tylko dla dorosłych, to biada Wam. Dobra wiadomość jest jednak taka, że ten czas znowu cieszy jak za dawnych lat jak byliście tylko we dwoje albo nawet wcześniej kiedy jeszcze mieszkaliście z rodzicami. Człowiek jakby przeżywał drugą młodość, zostawia dziecko dziadkom lub innym opiekunkom i czuje się jak nastolatek, który zwiał w nocy oknem na imprezę lub do chłopaka (nawet pierwszy raz można znowu przeżyć) :D


Chociaż ani ciało ani uroda już nie ta :((( Jakby nie było najpierw ciąża, potem poród, a teraz nie kończące się obowiązki w postaci schylania, podnoszenia, noszenia, lulania, zabawiania, sprzątania, gotowania, dźwigania, biegania itd. itp. mocno nadwyrężają nasze zdrowie, wygląd i kręgosłup. Jedną z wielu rzeczy, które moja Mama ciągle mi powtarza jest "Oszczędzaj kręgosłup!". Dlatego oprócz ruchu, na który powinno znaleźć się czas minimum 3 razy w tygodniu (mi udaje się ostatnio tylko raz) warto wybierać rzeczy i gadżety, które ułatwią macierzyństwo, a nie będą dodatkowym ciężarem. Tak jak mój stary wózek po siostrach :P Do tej pory żałuje, że od razu nie kupiłam Baby Jogger City Mini GT tylko się szczypałam i uważałam, że szkoda kasy na kilka miesięcy kupować nową gondolę. Bzdura! Bez sensu nadwyrężyłam kręgosłup i użerałam się ze starym ciężkim wózkiem, podczas gdy teraz pcham, składam i noszę nasz BJ jedną ręką :) Dobrze, że chociaż co do toreb miałam nosa i od początku wybierałam te dobrze zaprojektowane i z opcją noszenia na plecach, bo jakby nie było nie ma nic zdrowszego niż plecak! Teraz kiedy łącze obowiązki Mamy z biznesowymi (obiecuje, że wkrótce dowiecie się nad czym pracuje od dłuższego czasu :) szukałam jednak czegoś mniejszego, bardziej eleganckiego, ale wciąż wygodnego :) I znowu z pomocą przyszedł niezawodny Lassig, wprowadzając na rynek bardzo kobiecą torbę/plecak Glam Label! Pojemna, z wieloma przydatnymi akcesoriami, przegródkami i opcją noszenia na plecach, ramieniu oraz oczywiście wózku :) Jak dla mnie ideał! Ciągle jestem w biegu i często w ciągu dnia zmieniam role jak rękawiczki. Raz praca, raz dziecko, raz spacer, zakupy lub spotkanie ze znajomymi. Dzięki Glam Label zmieniam tylko szybko zawartość torby, a sposób noszenia dostosowuje do sytuacji w której się znajduje, dzięki czemu zawsze czuje się dobrze w swojej roli :)








O Matko! Pewnie wiele z Was łapie się już za głowę, że macierzyństwo to jakiś koszmar (fakt, człowiek ma czasami ochotę cofnąć się w czasie i zamknąć w klasztorze zamiast produkować kolejne ;), a Wy nie dacie sobie z tym rady. Wiele razy słyszałam od dziewczyn, że "Jak ja mogę mieć dziecko skoro sama jestem jak dziecko?". Ja również jeszcze 3 lata temu ten tekst stosowałam kiedy ktoś mnie pytał czemu nie biorę się z Szarlatanem za rozmnażanie ;) Dobrze, że mimo takiego spojrzenia na siebie, zdecydowałam się na potomstwo i trochę jednak z tego dziecka coś we mnie zostało. Dzięki temu potrafię zrozumieć potrzeby i uczucia Poziomki. Pokazać jej świat, który mnie cieszył kiedy byłam małą dziewczynką, a jednocześnie sama na nowo mogę odkryć te wszystkie małe radości, o których w trakcie dorastania zapomniałam. Gdyby nie macierzyństwo nie wiem czy tak długo poleżałabym plackiem na trawie gapiąc się w drzewo i na ptaki, słuchając ich śpiewu i obserwując ich świat, dmuchała latawce, liczyła kropki na biedronce, biegała w deszczu po kałużach, lepiła babki z piasku, zjeżdżała na sankach i zjeżdżalni, bujała na huśtawce, łapała każdy promień słońca i płatek śniegu na języku. Mogłabym wyliczać tak bez końca :) 


Za chwilę stuknie nam 10 lat z Szarlatanem i kocham tego człowieka na zabój (chociaż bywają momenty, że mogłabym go rozszarpać na strzępy), ale mimo to Poziomka przebija tę miłość po stokroć. Nie chodzi tu o porównywanie, bo jest to zupełnie inne uczucie, niemniej jednak do nikogo nie czułam czegoś tak ciepłego, dobrego i bezwarunkowego! Poziomka to moja największa miłość i nie ma takiej siły na tym świecie, która by to zmieniła :) A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że to uczucie działa w dwie strony. Czyli choćbym nie wiem jak bardzo czuła, że nie ogarniam i jestem złą Matką, wystarczy, że Poziomka zawoła "Mama", wtuli się we mnie swoim ciepłym ciałkiem, obdarzy uśmiechem i już wiem, że jestem dla niej Najlepszą Mamą na Świecie! <3 I dlatego właśnie warto się starać, nie spać, rzeźbić, gimnastykować, dbać, pielęgnować, upadać, wstawać, złościć się, smucić, uśmiechać, wierzyć i kochać :))) 



Warto też dbać o siebie i dopieszczać się jak najczęściej, nie tylko w Dzień Mamy :) Ponieważ pewnie o tym nie pomyślałyście, zrobiłam to za Was i przygotowałam dwie niespodzianki z tej okazji ;) Pierwsza to 20% rabat (przed zamówieniem piszcie do Małgosi maila z hasłem: EYH, pomniejszy kwotę, promo ważne do 2.06) na koszule i sukienki z kapturem od TULAKI.pl<3 A druga KONKURS na Instagramie>>> KLIK, w którym do wygrania jest jedna z 3 toreb (do wyboru Glam Label, Mix 'n Match albo Neckline) marki Lassig :D Zasady są proste:

1. Polub profil @enjoyourhome i @lassigpolska
2. Zaproś pod TYM zdjęciem 3 znajomych do konkursu
3. Udostępnij zdjęcie tagując je #DzienMamyzLassig oraz @enjoyourhome i @lassigpolska
4. Napisz dlaczego potrzebujesz #torbadlamamy #lassigpolska :)

Wyniki ogłoszę 3 czerwca na swoim profilu :) 

Pięknego Dnia!!!!
 Najlepsze Mamy na Świecie ; `)))

LU


Ładna Historia

$
0
0
Jak pewnie zdążyliście już zauważyć od jakiegoś czasu znacznie mniej mnie na blogu. Nie dzieje się to jednak bez powodu ;) Od dobrych dziewięciu miesięcy (tak jak zresztą zapowiadałam po Chrzcinach Poziomki) działałam z Kamilą (przeważnie spotykamy się w jej pięknym domu) nad projektem, któremu nadałyśmy nazwę...


Pod tą tajemniczą nazwą kryje się nasza pasja i zamiłowanie do kwiatów, naturalnych ozdób oraz oryginalnych detali. W ramach naszej działalności proponujemy kompleksową dekorację i oprawę florystyczną ceremonii ślubnych, przyjęć weselnych oraz imprez okolicznościowych. Począwszy od opracowania motywu przewodniego, poprzez przygotowanie kompozycji kwiatowych, druków i innych elementów dekoracyjnych tworzymy z każdej uroczystości Ładną Historię, zapadającą wszystkim w pamięć na bardzo długo :)



Pierwsza Ładna Historia, którą miałyśmy okazje tworzyć odbyła się w ostatni weekend maja na przyjęciu weselnym Kasi i Bartka w Zielonce :) Panna Młoda chciała aby kolorem przewodnim był brzoskwiniowy, a dokładnie peach avalanche (nasze inspiracje znajdziecie na Pinterest), ale całość była delikatna, romantyczna i pastelowa. Obowiązkowym kwiatem była oczywiście biała peonia, która zaczyna kwitnąć właśnie w maju. W połączeniu z różami, goździkami, eustomą, alstromerią, frezją oraz dużą ilością zieleni udało się nam stworzyć niewymuszony i naturalny, ale elegancki charakter wystroju sali. Kaligrafowane numerki stołów były kontynuacją tablicy z rozsadzeniem gości, a winietki w postaci bardzo modnych cake pops (więcej na naszym Pinterest) dodały całości aranżacji słodkiego charakteru ;) 






















Bardzo jestem ciekawa Waszych wrażeń i opinii? :) Nieskromnie powiem, że jak na pierwszy raz to jesteśmy z Kamilą dumne z efektu końcowego :) A i Państwo Młodzi oraz goście nie kryli zadowolenia oraz nie szczędzili pozytywnych komentarzy. W najbliższą sobotę przed nami kolejna Ładna Historia, więc trzymajcie kciuki! Już teraz zapraszam Was do podglądania postępów i efektów na naszym Instagramie (>>> KLIK) i Facebooku (>>> KLIK) i mam nadzieję do zobaczenia na Waszym przyjęciu ;)



LU

PS Odebrałam dzisiaj blat kuchenny co oznacza tylko jedno >>> WKRÓTCE PRZEPROWADZKA NA NOWE MIESZKANIE :D :D :D

Ostatnia prosta w Nowym Mieszkaniu

$
0
0
Mimo iż kilka dni temu kiedy zapytałam Was na Facebooku czy wolicie wpis pt. „Cała prawda o życiu w kawalerce” czy „Ostatnia prosta w Nowym Mieszkaniu” nieznaczną liczbą głosów wygrał wpis nr 1., postanowiłam pokazać Wam co słychać w nowym mieszkaniu. Po pierwsze dlatego, że łatwiej mi było ogarnąć ten nowy majdan do zdjęć przed krótkim urlopem w Białogórze, a po drugie jeszcze chwilę pomieszkamy w kawalerce więc po powrocie będę mogła na spokojnie zrobić bilans tych kilku lat spędzonych na 25 metrach ;)

No, ale pewnie zastanawiacie się (jeśli podglądacie kolejne poczynania na Instagramie) czemu jeszcze w ogóle mieszkamy w kawalerce skoro mieszkanie stoi od miesiąca gotowe!? Teoretycznie gotowe, ale praktycznie brakuje mu jednej, ale jakże ważnej do życia kuchni! Trochę się na siebie wkurzam, że nawymyślałam sobie jakąś kuchnie w stylu Enjoy Your Home, gdzie wszystko jest z innej bajki zamiast zrobić całość u jednego wykonawcy :P Mam jednak nadzieję, że efekt końcowy będzie satysfakcjonujący mimo kilku potyczek, o których nie chcę się tu rozpisywać, bo nie po to zarywałam noc przed długą podróżą żeby Wam tu narzekać ;) Gdyby nie to, że jutro jedziemy na 6 dniowy urlop to zmontowalibyśmy tę kuchnię do końca w nadchodzącym tygodniu. Tak więc ja się udaje na wypoczynek, odpocząć od tematu i nabrać sił na przeprowadzkę, a Wy zobaczcie co i jak ;)





Jak widzicie stalowy blat już czeka, moja wymarzona miętowa lodówka Smeg też stoi w idealnie (dzięki Waszemu pomysłowi Kochani :*) dopasowanym pod jej wymiar miejscu :) Brakuje tak naprawdę frontów i otwartych półek pod górnymi szafkami, ale te też już będą do zamontowania po naszym powrocie :)





Listwy przypodłogowe są już wszędzie zainstalowane, a nasza sypialnia wymalowana na szaro czeka na pierwszą przespaną noc na materacu z prawdziwego zdarzenia :) Bo na łóżko się jeszcze nie zdecydowałam, zresztą zawsze lubiłam koncepcje spania na samym materacu bez łóżka :D





Pewnie zastanawiacie się co to za kwiat i po co stoi skoro jeszcze w tym mieszkaniu... nie mieszkamy? Otóż jest to "Skrzydłokwiat" i słynie z magicznych zdolności oczyszczania powietrza z toksycznych substancji. A jak wiadomo po wykańczaniu mieszkania jest ich sporo, więc warto oprócz wietrzenia mieszkania zainwestować w tą roślinkę :)



W międzyczasie odbył się również montaż drzwi, które ku mojemu zaskoczeniu zrobiły ogromną furorę na Instagramie, podczas gdy mi się wydawało, że zamówiłam najprostsze białe pełne (również za Waszą radą, dziękuje!) drzwi z oferty marketu ;)




Za drzwiami koło lodówki kryje się schowek, w którym zamierzamy trzymać różne gospodarcze rzeczy i gastronomiczne produkty i półprodukty ;)


Pokoik Poziomki póki co także przechowuje kilka gratów, ale już niedługo stanie tu łóżeczko i komoda z obecnego mieszkania + zabawki. Reszta przyjdzie z czasem :) Marzy mi się dla niej baldachim z poduchami na podłodze abyśmy mogły sobie w przytulnym miejscu czytać kolejne książki, które tak uwielbia, a obok biblioteczkę ze starego kredensu i retro tapetę na ścianie :) Coś czuje, że ten pokoik będę dopieszczać najpierw <3






Łazienka oprócz tego, że jest już gotowa, bez kilku szczegółów typu wieszaczki, koszyczki i szafki nad pralką. Ba! Nawet jest wyszorowana od sufitu, aż po podłogi i przeszła pierwszą inauguracje w postaci mojego prysznica :D Ale tak naprawdę nie mogę się doczekać pierwszej kąpieli w pianie, ze świecami, dobrą książką i lampką wina :D








No i na koniec salon z przestronnym balkonem :) Tutaj nic się nie zmieniło. Kupa gratów czeka na wyniesienie, a ogrodowe fotele na skręcenie żeby w końcu można było skorzystać z tych szalonych 10 metrów wysoko nad ziemią :D







Skąd i Co:

Miętowa Lodówka SMEG FAB32 - Deko Agd
Stalowy Blat - Szron
Białe Drzwi Wewnętrzne - Classen Morano II
Szara Farba w Sypialni - Tikkurila, kolor Birch Elegance
Materac - Benet
Dębowy parkiet - surowa deska 22mmx70mmx250mm
Grzejniki - Instal Projekt, Tubus, zamawiałam w Aleotti
Wyposażenie łazienki - TUTAJ

Zatem tak jak widzicie to już ostatnia prosta :) Po powrocie zamierzam dobiec w końcu do mety i cieszyć się większą przestrzenią, której bardzo, ale to bardzo nam od dłuższego czasu potrzeba!!!

LU

Nowa Jakość Życia

$
0
0
Obraziłam się, obraziłam się na nowe mieszkanie jeszcze zanim zdążyliśmy je wykonczyć. Pewnie myślicie, że dla blogerki "homestylowej" nie ma nic piękniejszego na świecie jak urządzenie nowego lokum. Otóż dla mnie wykańczanie nowego okazało się największą zmorą i wyzwaniem, które mocno nadwyrężyło nie tylko moją cierpliwość i nerwy, ale i całej naszej rodziny. Nie tylko Ładna Historia była więc powodem zaniedbania bloga :( Chyba gdzieś przy tych wszystkich marzeniach i planach jak i co ma wyglądać, zapomniałam o rzeczach  oraz wypadkach losowych, które nie są zależne ode mnie i mogą popsuć nawet najbardziej dopracowany scenariusz. Na całe szczęście, ostatecznie wszystko się udało! Z mniejszymi lub większymi niedoróbkami od dobrego tygodnia cieszymy się nową jakością życia :D

Cieszymy to nawet mało powiedziane, euforia i fala szczęścia, która nas po przeprowadzce ogarnęła jest nie do opisania! :D Poziomka biegała jak szalona nie dowierzając ilości miejsca do zabawy, ja płakałam na każdym kroku (Ci co obserwują nas na Insta mogą to potwierdzić ;), a Szarlatan tańczył co i rusz kiedy przypominał sobie, że to już, że to nasze, że to nie wakacje, to nie luksusowy hotel, tylko nasz nowy DOM :)))

Dla większości z Was, to co zaraz powiem to pewnie standard (i tak właśnie powinno być), ale dla nas takie elementy jak zmywarka, piekarnik, duża lodówka, wanna, garaż, pokój dla dziecka, salon, sypialnia, normalne łóżko to wystarczające powody do tego, żeby cieszyć ryło 24h na dobę, zamiast przejmować się, że cała reszta rzeczy nie ma jeszcze swojego miejsca lub czeka na wykończenie.

Tym razem obiecałam sobie, że urządzać będę powoli, bez pośpiechu i stresu. Będę pokazywać Wam kolejne elementy i pomieszczenia nawet jeśli nie będą idealnie dopracowane. Dla mnie bowiem najważniejsze są właśnie te standardowe elementy każdego wnętrza, które dają człowiekowi komfort i wygodę, a reszta to dodatki, które z czasem przyjdą same :)


Zanim pojawiła się nasza Poziomka nie miałam zastrzeżeń co do spania na sofie w kawalerce. Niestety jedna osoba więcej (ciężko było ją namówić na spanie w łóżeczku obok) na rozkładanym łóżku zmieniła nasz stosunek do tego rodzaju formy wypoczynku. W nowym mieszkaniu zależało nam na własnej sypialni i wygodnym materacu z prawdziwego zdarzenia! Z pomocą przyszedł nam Benet Sleep i chociaż nie powiem, martwiłam się trochę, że zamawiam kota w worku (zresztą gdyby tak się okazało to miałam 60 dni na zwrot!) to na szczęście okazał się być idealnym podłożem do snu :) 

 



Zaraz po rozpakowaniu szybko nabrał odpowiedniej wysokości i puszystości. Z początku myślałam, że jest za miękki, chwile potem, że za twardy. Kiedy jednak przespaliśmy na nim pierwszą noc z Szarlatnem, pozbyłam się wszelkich złudzeń. Benet jest świetnie wyważony. Dopasowuje się do ciała, ale nie ma też tego wrażenia jakby ciało się zapadało. Gruby, mięsisty, sprężysty, oddycha z nami podczas snu.


No i dla kogoś kto od dziecka marzył, żeby spać na podłodze (przynajmniej do czasu kiedy nie znajdziemy odpowiedniego łóżka), a nie na łóżku, wygląda i służy fantastycznie. A i Poziomka ma frajdę, bo wskakuje na niego bez najmniejszego kłopotu jak się jej zachcę pobawić czy przyjść do nas w nocy. No i pokrowiec można szybko wrzucić do prania, co jak widać niedługo mnie czeka bo właśnie wczoraj coś na niego wylała :P









Benet służy nam dopiero tydzień, ale już teraz mogę powiedzieć, że zwrotu dokonywać nie będę, bo oprócz tego, że jest nam na nim bardzo wygodnie to idealnie wpisał się w klimat, który chciałam stworzyć w sypialni (inspiracją był ten kącik), czyli chłodny ale przytulny wystrój z dużą ilością zieleni :) 









Na koniec mam dla Was niespodziankę, bo teraz na hasło "EnjoyYourHome" możecie zamówić swojego Beneta z rabatem 50 PLN na stronie Benet Sleep >>> KLIK :D 

Jak już zamówicie to dajcie znać jak się sprawdza? No i wyglądajcie kolejnych wpisów, bo jeśli jesteście spostrzegawczy to biurko własnej roboty też już stoi i czeka na swoją inauguracje :D Ale to już po powrocie z Holandii, bo właśnie urlopuje się w babskim gronie i wracam po weekendzie :))) 

Szczęśliwa
LU

Biurko ze Starych Drzwi i Rolety DIY

$
0
0
Nie wiem czy tu czy na Instagramie mówiłam Wam, że zawsze marzyłam o stole ze starych drzwi. Najlepiej takich dużych od stodoły. Tylko nie wiem jaki musiałabym mieć salon i kuchnię żeby taki zmieścić :P Kiedy tego roku na majówkę ponownie odwiedziłam Izę w Starachowicach, nie sądziłam, że poniekąd spełni moje marzenie wręczając mi stare drzwiczki od ziemianki (Love You!) :D Wiedziałam, że stołu z nich nie będzie, ale szybko wpadłam na pomysł jak je wykorzystać w nowym mieszkaniu :)))  


Sypialnie mamy malutką (coś ok. 10m2), ale zarówno ja, jak i Szarlatan wiedzieliśmy, że chcemy zmieścić w niej jakieś malutkie biurko. Na nasze biurko z palet z kawalerki nie było szans, a na stare drzwiczki od komórki po niewielkiej obróbce (oczyszczone, oszlifowane, polakierowane i przycięte) jak najbardziej :) Tak też powstał minimalistyczny kącik do pracy, z którego korzystam głównie ja mimo, że zabiegał o niego o wiele bardziej Szarlatan :P 

Docelowo w tym miejscu widzę toaletkę Minko w kolorze miętowym, ale nieskromnie powiem, że to biureczko bardzo mi wyszło i świetnie wpisuje się w surowy skandynawski klimat, który chciałam stworzyć w naszej sypialni :)








Pozostaje mi teraz znaleźć jakąś komodę i regał na książki i inne nasze szpargały, które tym razem chciałabym aby były pochowane, a na biurku leżały tylko komputer, kilka długopisów i szufladki z bieżącymi papierami. Pewnie zanim coś znajdę jeszcze trochę czasu minie, ale tak jak Wam mówiłam ostatnio, teraz już nigdzie mi się nie spieszy z urządzaniem ;)


Myślę również o ponownym zawieszeniu tapety z krolikiem, bo udało się ją zabrać z kawalerki :) Ale to jeszcze za chwilę, bo najpierw czekam na rolety, aby dobrze zaciemnić sypialnie, bo jak się okazało w okna północnych sypialni o świcie wkrada się sporo słońca. Tym razem oprócz zwykłych rolet "dzień i noc" chciałam nieco przystroić okna i tutaj z pomocą przyszła mi Colores De Mi Alma ze swoim genialnym pomysłem na lniane rolety :) 




Poprosiłam więc dziewczyny w Fabryq o uszycie z ich przepięknego miętowego lnu (do pokoju Poziomki z różowego) odpowiednich wymiarów rolet, nastpnie kupiłam listewki oraz rzemyki i voilà :) Zdobią od tygodnia nasze okna, a póki czekamy na montaż rolet "dzień i noc", służą nam również wieczorami i nocą na zasłonięcie okna. Muszę przyznać, że całkiem nieźle zaciemniają i znalazłam sposób aby codziennie ich nie wiązać :D Wystarczy zsunąć rzemyki na boki, a materiał puścić środkiem. 









Ską i co:
- Rolety - Fabryq.pl
- Krzesło - TON
- Koziołek i szufladki - Ikea
- Lampki - PT Store
- Drewniane literki - Czary z Drewna
- Wilk i Zając - Tisso Toys
- Słoik - More Than Jar
- Koszyczki na dokumenty - Madam Stoltz
- Materac - Benet Sleep
- Narzuta - Nocne Dobra
- Koce - Biedronka, KiK
- Poduszki - zewsząd (H&M, Pt Store, V&D Holandia)
- Napis Love - Kik
- Doniczki i osłonki - Pepco, Ikea 
- Świeczniki - Kik i Pepco

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii na temat naszego nowego mebla jak i całej sypialni? A może macie też jakieś pomysły na komodę i regał, które by korespondowały z naszym nowym meblem do pracy? :)

Pamiętajcie też, że wciąż możecie skorzystać z rabatu 50PLN (hasło: EnjoyYourHome) na materac Benet, który zachwalałam Wam w ostatnim poście i swoje zdanie podtrzymuje, jest nieziemsko wygodny :D

Następny wpis będzie dotyczył kawalerki bo przed wyprowadzką otworzyłam dla Was wszystkie szafki do zdjęć abyście mogli zobaczyć jak się mieściliśmy na 25 metrach :) 

Wasza
LU

Cała Prawda o Życiu w Kawalerce

$
0
0
Poziomka śpi, za oknem leje, i całe szczęście bo chyba nigdy bym nie usiadła do tego wpisu :P Wakacje to taki czas kiedy szkoda mi czasu na siedzenie przed komputerem. Zwłaszcza, że Ładna Historia zajmuje mi sporo czasu, a to ona jest teraz moim priorytetem, bo sezon na piękne przyjęcia weselne w pełni :) Lato też w końcu się naprawiło i na pogodę nie można narzekać (oprócz ostatnich trzech dni), więc jeżdżę, zwiedzam, korzystam, wystawiam uśmiechnięte ryło do słońca i czerpie z niego całymi garściami to co najlepsze, żeby na jesieni nie żałować, że czegoś sobie odmówiłam lub pożałowałam :)

Mam nadzieję, że Wy również macie cudowne wakacje i wyciskacie z nich maksimum przyjemności jakie oferują. Ja do tego stopnia, że nowe mieszkanie wygląda tak samo jak wyglądało zaraz po przeprowadzce. Nie mam czasu na realizację pomysłów, więc ogarniamy z Szarlatanem minimum, które trzeba ogarnąć, aby sprawnie funkcjonować i nie przejmujemy się tym czego nie ma, bo wiemy, że to stan przejściowy. Cieszę się natomiast, że kawalerka już za nami, ba, nawet odremontowana i z nową lokatorką :) Dla obserwujących mój Instagram nagrałam nawet relacje z postępów i efektów remontu, a dla Was drodzy czytelnicy przygotowałam obiecane zdjęcia i opis tego jak się w niej mieściliśmy (lub też nie :P) kiedy jeszcze tam mieszkaliśmy :) 



No bo właśnie jak to było, że na 25 metrach zmieściła się 3 osobowa rodzina, udało się jej nie zwariować i nawet jak ma bałagan to wnętrze ładnie wygląda? ;) Bo muszę przyznać, że jak patrzę na te zdjęcia to wciąż mi się to mieszkanko bardzo podoba, chociaż wcale nie żałuję, że już tam nie mieszkam (ale o tym później). Kiedy przygotowywałam je do przyjścia na świat Poziomki (seria wpisów Dziecko w kawalerce) ani przez chwilę nie obawiałam się, że zabraknie nam miejsca na dziecko i jego rzeczy. Uważałam to nawet za ciekawe wyzwanie i aż przebierałam nogami na zmiany, które były po prostu kwestią przeorganizowania się i zrobienia ostrej selekcji majątku. I to właśnie była główna zaleta życia w kawalerce :) Małe mieszkanie nauczyło mnie przeglądania porządkowania posiadanych rzeczy na bieżąco, i przede wszystkim rozsądne gospodarowanie pieniędzmi na zakupach. Zmieniłam też nieco swoje podejście do kupowanych rzeczy. Niegdyś kupowałam dużo, a tanio, teraz wolę kupić jedną, ale dobrą rzecz i mieć pewność, że będzie przez wiele lat wyglądać dobrze. Wtedy też nie mam potrzeby kupować kolejnych :) 

No ale przejdźmy do konkretów czyli gdzie, jak, i co trzymaliśmy w kawalerce :) Zacznę może od młodej damy i jej rzeczy, bo to był mój ulubiony kącik w mieszkaniu. Szuflada w łóżeczku to moim zdaniem genialny wynalazek nawet jeśli mieszka się w dużym mieszkaniu/domu to może być miejscem na podręczne potrzeby typu zapas pieluch, chusteczek, nebulizator, w naszym przypadku również zabawki, nosidła i inne.


Ubrania Poziomki mieściła stara komoda (i cały czas mieści), którą upolowałam na OLX jeszcze przed narodzinami Poziomki. Myślałam, że to będzie mało, ale jak się okazało jest aż nadto :P W pierwszej trzymam ubranka typu piżamki, bodziaki i dodatki. W drugiej sukienki, spodenki, bluzy i inne ciuchy, a w ostatniej albo już za małe do wywiezienia albo kupione na wyrost + różne zapasy, kremów, maści, patyczków, soli fizjologicznej, bla, bla, bla ;)



Na komodzie stoją zawsze rzeczy, które są niezbędne na okrągło, czyli mokre chusteczki, organizer Beaba (zachwalałam wiele razy, np. TUTAJ) z pieluchami i innymi akcesoriami. Pod komodą trzymałam worek ze wszystkimi chyba możliwymi zabawkami, a nad komodą na półeczce ustawiałam tylko wybrane drobiazgi, które w danym czasie mi się podobały i pasowały :) 




Kiedyś, dawno, dawno temu przy publikacji zdjęć naszego mieszkania w jakimś dużym portalu ktoś nam zarzucał, że w naszym domu nie ma książek. Za chwilę zobaczycie, że są wszędzie, a odkąd jest z nami Poziomka jest ich 3 razy więcej, bo ona uwielbia jak się jej czyta, więc ciągle coś nowego dokupuje i już się nie mogę doczekać żeby zrobić jej własną biblioteczkę w nowym mieszkaniu ze starego kredensu po Cioci Oli :) 


W kawalerce książki Poziomki mieściły się głównie na wózeczku koło łóżka tak by swobodnie mogła sama po nie sięgać i wybierać co chce przeczytać/poprzeglądać, a jednocześnie przycupnąć na czymś miękkim ;)


Kolejnym miejscem, które mieściło nasze książki były kubiki nad sofą. Tam też trzymaliśmy płyty, większe i mniejsze tekstylia Poziomki, a Szarlatan miał dodatkowe dwie półki na ubrania, które nie mieściły się w szafie, bo ja zajmowałam znaczącą większość :D

 





Po zamknięciu kubiki eksponowały tylko to co chcieliśmy mieć na widoku. Nieskromnie uważam, że udał mi się ten system i polecam go każdemu kto potrzebuje dodatkowego miejsca do przechowywania w małym mieszkaniu :)




Sofa jak widać była tylko zaścielona (kiedy ją składaliśmy pościel mieściła się w jej pojemniku), bo przyznam, że odkąd pojawiła się Poziomka, jej składanie przestało nam się opłacać. W ciągu dnia w ogóle nie chciała spać w swoim łóżeczku, więc nasze służyło do wypoczynku, czytania i innych rozrywek. Za drzwiami, które przeważnie były otwarte, mieliśmy kilka wieszaczków na domowe ciuchy, bluzy, szlafroki itp. 


Zaraz obok była duża szafa aż pod sufit, która nie tylko mieściła nasze kurtki, rzadziej noszone ubrania, domowe tekstylia (czyli poszewki, ręczniki, koce), rzadziej używane buty (biały pojemnik), akcesoria do sprzątania (odkurzacz, mopa [akurat były w użyciu w nowym mieszkaniu], ścierki, zmiotki), żelazko, deska do prasowania i niezliczone ilości alkoholu, które Szarlatan dostaje w prezencie po każdym weselu (taka robota :D) i od 3 lat zbiera na naszą parapetówkę :D Góra szafy to pojemniki z ubraniami latem zimowymi, zimą letnimi. Gry, narzędzia i inne drobiazgi. Generalnie, ta szafa mieściła naprawdę dużo, aż za dużo, bo momentami nie mogliśmy się w niej pewnych rzeczy doszukać :D





Zaraz obok stała stara szafa po Cioci Oli. Tutaj trzymaliśmy wszystkie nasze codziennie ubrania, bieliznę, torby, których używaliśmy lądowały na szafie, razem z wózkiem i butami Poziomki. Ja widzicie było nam dość ciasno i brakowało jednak bardzo szuflad, zwłaszcza na bieliznę, bo te czarne i białe kosze z Ikei są fajne, ale nie na długo ;)





Wnękę za szafą wypełniał dobrze Wam znany kącik do pracy dla dwojga (pierwsza wersja, druga wersja). To miejsce mieściło chyba najwięcej rzeczy, od bardzo dużych, po mikro drobiazgi. Oprócz tego zawsze było najbardziej zagraconym miejscem w mieszkaniu, bo wszystko co nie miało swojego miejsca lub było świeże w domu, lądowało właśnie na nim, i czekało aż będziemy mieli czas się tym zająć. Wszelkiego rodzaju dokumenty, korespondencja, zakupy (inne niż spożywcze), nieotwarte paczki, popierdółki, gadżety, popsute, połamane lub inne elementy nie do pary :P W efekcie ja w ogóle przestałam pracować przy biurku, bo nie znoszę siedzieć w bałaganie, a wiadomo jak to przy dziecku ciągle brakowało nieraz czasu na doprowadzenie biurka do porządku albo inaczej, jeśli miałam wybierać między sprzątaniem, a spędzaniem miło czasu z Poziomką to wybierałam to drugie ;)








Żeby uświadomić Wam jak wiele rzeczy mieści się w kawalerce wyłożyłam dla Was na podłogę zawartość pudełka spod biurka, a i tak to nie wszystko ;) Szczerze mówiąc to nawet w tak małym mieszkaniu można coś tak dobrze schować, że ciężko potem to znaleźć :P Ja tak np. na śmierć zapomniałam, że na dnie tego pudła czekały Kiełkowniki i naczynka na lody, które sto lat temu zakupiłam do mojej nowej kuchni :D





No i właśnie tym sposobem doszliśmy do jadalni, a z niej prosto do kuchni, która chyba jest dla Was największą zagwozdką. 




Jadalnia to nic rewolucyjnego, stół i krzesła. Niegdyś duży, z czterema krzesłami i kredensem na różne imprezowe naczynia, szkło i ładną zastawę (KLIK). Kiedy pojawiła się Poziomka trzeba było z niego zrezygnować i tym samym imprezowe skorupki wylądowały w piwnicy i były przynoszone tylko przy okazji większych imprez (np. Baby Shower). A stół zamieniliśmy na dużo mniejszy, ale wciąż bardzo funkcjonalny i odpowiednie dla małego dziecka krzesło (KLIK) :)




Kuchnia (ostatnia wersja TU), jeśli dobrze pamiętacie, była usytuowana w małym, ciemnym przedpokoju, chociaż nie mogę narzekać, bo mieliśmy małe urocze okienko na południową stronę świata i mimo wielkiego drzewa za nim czasem wkradało się do nas przez nie słońce :) 


W każdym razie, żeby nie przytłaczać i tak niewielkiej kuchni, zrezygnowałam z górnych szafek na rzecz otwartych półek. Ich zawartość zmieniała się na okrągło, ale ich przeznaczenie nie. Mieściły codziennie używane naczynia, suche półprodukty do gotowania (kasze, makarony, cukier, sól, kawę itp. itd.) i inne sprzęty, a nawet ozdoby. 



To co nie mieściło się nam na półkach (a mogło, bo wystarczyłoby się pozbyć syfonów i dekoracji), ale jakoś zawsze było mi nie po drodze, chowaliśmy w szafce pod zlewem, w zgrabnych koszyczkach, pudełkach lub luzem, jeśli się nie mieściły ;) 



W tej samej szafce mieściła nam się większa i ładniejsza zastawa na wypadek niezapowiedzianych gości, sprzęt do miksowania, ubijania, mieszania itd., toster oraz herbaty i przyprawy.



Sporo rzeczy lądowało też w skrzynce koło kuchenki. W kuchence natomiast trzymaliśmy zaledwie 2 garnki i 3 patelnie oraz prodiż. 





Zaraz obok niej była zabudowana lodówka. Wiadomo co się trzyma w lodówce, ale zapomniałam zrobić jeszcze zdjęcia koszyków na parapecie okna gdzie trzymaliśmy przeważnie owoce i warzywa oraz jakieś zioła w doniczce:)



Pod blatem, przy drzwiach, w dwóch szufladach znajdowały się sztućce oraz śmietnik (podzielony do segregacji) i miejsce na reklamówki.




Blat kuchenny i ściany też były wykorzystane do granic możliwości przez chlebak, czajnik, Baby Cook, suszarkę, podręczne przyprawy, pojemnik z akcesoriami do gotowania, noże, kubki. O tym jak to się wszystko sprawdziło lub nie, pisałam TUTAJ.


 






Czy to nam wystarczało? Do czasu. Na początku naszej historii w kawalerce niczego nam nie brakowało, ani miejsca, ani sprzętów. Kiedy jednak pojawiła się Poziomka, zaczęliśmy więcej gotować na co dzień i doszło wiele nowych gadżetów, które z jednej strony ułatwiały nam życie, ale z drugiej brakowało nam na nie miejsca. No i zmywarka, zmywarki brakowało nam najbardziej! Po kilku latach zaczęło też się nam przykrzyć wyciąganie czegoś z głębin szafki, piwnicy czy innych zakamarków. Większego blatu, większej ilości garnków, miejsca na przechowywanie jakiś przetworów, robienia zapasów na więcej niż 2 dni żeby ciągle nie latać na zakupy. 



Przedpokój był to zaledwie wieszak na kurtki, nad nimi półka z pudełkami na różne akcesoria (obuwnicze i worki do odkurzacza), stojak na buty, które również wymienialiśmy sezonowo z tymi w szafie. A pod lustrem stał kosz na apaszki, czapki, szaliki, rękawiczki i inne dodatki :)



Zaraz obok, w mikro łazience mieścił się prysznic, dwa kosze na pranie, kubiki z koszyczkami na jakieś dodatkowe kosmetyki, pralka, a na niej kosz z piżamami i jakimiś domowymi dresami, za pralką składana wanienka Poziomki (ostatecznie kąpaliśmy ją w niej na stole w pokoju, a potem w misce pod prysznicem ;) i suszarka na pranie. Cała chemia i kosmetyki mieściły się nam w szafce pod umywalką i za lustrem nad nią. Raczej nie jesteśmy kosmetykowi, więc miejsca dla nas było aż nadto ;) Jedyne czego nam po kilku latach zaczęło brakować to wanny. Przynajmniej mi i Poziomce, bo Szarlatan jakimś fanem moczenia się godzinami nie jest.







Edit: Jeszcze balkon :) Zimą służył nam za lodówkę, a wiosną i latem prezentował w pierwszej wersji tak...KLIK.



A po metamorfozie tak...KLIK




Ostatni sezon służył już tylko głównie do przechowywania słoików, stawiania Poziomki na drzemkę w wózku, jej zabawy z wodą i pranie, więc miejsca i czasu na kwiatki zabrakło ;)


Poza sezonem pranie suszyliśmy w środku pod drzwiami balkonowymi, na kaloryferach i w łazience nad pralką :)


I to by było na tyle z przeglądu szafek. A teraz cała prawda. Kochałam to mieszkanko, ale od dobrego roku miałam go kur*a serdecznie dość (Szarlatan też)! Nie brakowało mi miejsca na rzeczy, nie brakowało mi jakichś luksusów, nie brakowało mi nawet tak bardzo tej wanny czy zmywarki, ale przestrzeni! Dla siebie, dla nas, dla znajomych, dla normalnego życia. O ile, gdy byliśmy sami nie było z tym problemu, o tyle gdy pojawiła się Poziomka całe nasze życie musieliśmy dostosowywać do jej potrzeb. Drzemka, cisza, zabawa, zabawki na całej podłodze i nie da się przejść przez mieszkanie, wieczorne kąpanie i spanie, goście do widzenia, światła zgaszone, dźwięki wygłuszone, żadni znajomi, imprezka, ręczna praca przy stole, gry planszowe czy oglądanie filmów (chyba, że w słuchawkach) nie wchodziły w grę, chyba, że w kuchni na podłodze, co nie należało do wygodnych rozrywek, na inne w tym miejscu nie narzekałam ;) 


Pewnie gdyby nie perspektywa większego metrażu, zupełnie inaczej bym przeorganizowała to mieszkanie. Zmieniła szafy na jedną ale dobrą, z szufladami i schowanym kącikiem do pracy, pochowała większość gratów, bo ilość rzeczy wyeksponowanych na półkach i półeczkach również zaczęła mnie przytłaczać. Coś poprzestawiała, przemeblowała. Wydzieliła jakiś kąt do spania za parawanem czy zasłonką. Ale myślę, że i takie zabiegi na dłuższą metę by nam nie pomogły. Zmęczeni byliśmy kręceniem się w kółko po jednym pokoju bez szansy wypoczynku, pracy, gotowania czy jedzenia w różnych pomieszczeniach. Nie sprzątania na okrągło tylko zamknięcia bałaganu za drzwiami sypialni ,kiedy padaliśmy ze zmęczenia i mieliśmy dość wszystkiego. A zeszły rok był bardzo ciężki, więc zdarzało się to nam bardzo często. Mimo to, konieczność utrzymywania porządku i pilnowania aby każda rzecz trafiała na swoje miejsce to z pewnością zaleta mieszkania w kawalerce, która została nam do dziś :) 


Z tym mieszczeniem się to też nie do końca prawda. Gdyby nie fakt, że nasi rodzice mieszkają w domach i korzystamy z tam dostępnych strychów, garaży lub piwnic, pewnie musielibyśmy nająć jakiś magazyn, tak jak Szarlatan na sprzęt muzyczny do pracy (Imprezy po Byku to nie lada ilość głośników, lamp i innych kabli). Sprzęty sportowe (deski, rowery, narty), opony letnie/zimowe, cały towar z którego wyrosła Poziomka (trzymam dla kolejnych potomnych), dekoracje na Ładne Historie i wszystko co po wstępnej selekcji w kawalerce uznawaliśmy za dłużej nieprzydatne lądowało właśnie u nich. A potem rozdawaliśmy, oddawaliśmy, trzymaliśmy i wciąż trzymamy, jeśli z jakiegoś powodu uznaliśmy, że jeszcze nam się przyda. Jedna piwnica to było mało na to wszystko ;)


Cały czas jednak uważam, że mieszkanie w kawalerce to fajna sprawa i kwestia nastawienia. My mieliśmy bardzo pozytywne przez wiele lat, ale w międzyczasie zmieniło się nasze życie, potrzeby i standardy ;) Na ten przykład przez cały poprzedni rok każdy weekend w sezonie Szarlatana musiałam wybywać z Poziomką do Mamy pod miasto, aby chłopak mógł się wyspać przed i po pracy, bo inaczej nie było na to szans (teraz zamykam drzwi sypialni kiedy Szarlatan śpi i mamy z Poziomką całe nowe mieszkanie dla siebie)! Wiecie co to znaczy pakować i rozpakowywać siebie i małe dziecko co tydzień przez pół roku żeby jechać gdzieś gdzie niekoniecznie ma się coś do roboty albo jak się ma to trzeba ciągnąć ze sobą cały bajzel? Pewnie niejedna osoba powie: luksus, ciesz się, że miałaś w ogóle dokąd jechać. Ja wiem, że w takim małym mieszkaniu można żyć nawet i w 4-5 osób. Miałam nawet takich sąsiadów, do tego sprawili sobie jeszcze psa i jakoś sobie radzili, ba, zawsze byli uśmiechnięci, ale to co działo się za drzwiami, a raczej już w wejściu, przechodziło ludzkie pojęcie! Nigdy nie chciałabym żeby mój dom tak wyglądał! Zresztą nigdy nie widziałam u nich gości, poza rodzicami w święta, a pewnie nie od dziś wiecie, że my to jesteśmy towarzyskie dusze. Uwielbiamy zapraszać znajomych, rodzinę, przyjaciół, imprezować, gotować dla wielu osób. Dla mnie kolorowy i dobrze zorganizowany dom pełen ludzi, w którym jest miejsce na wspólne gotowanie, jedzenie, miłość, przyjaźń, zabawę, rozwój, spędzanie czasu tak jak każdy tego potrzebuje to pełnia szczęścia. W kawalerce zdecydowanie jest go za mało na to wszystko ;) Momentami czułam się w niej jak w klatce, oby do śniadania i out. Chociaż ja to w ogóle jestem struś pędziwiatr, więc może nie jestem zbyt dobrym przykładem. Siedzę w domu tylko jak mam coś do roboty, no i kiedy jestem zmęczona lub z jakiegoś powodu nienawidzę świata i nie mam ochoty tymczasowo na niego patrzeć (w skrócie tak zwany PMS), inaczej szkoda mi dnia ;) 

Edit: Wiedziałam, że o czymś zapomniałam, ale było późno w nocy kiedy kończyłam pisać ten wpis i nie miałam już siły na więcej. Zapomniałam o końcówce, o pozytywnej końcówce, bo jak ciężko by nam nie było w naszej kawalerce to zawsze, ale to zawsze byliśmy wdzięczni za to, że mamy to nasze małe mieszkanko! Łezka też mi się kręci na myśl ile pięknych chwil przeżyliśmy na tych 25 metrach. Nasze zaręczyny, ciąża, narodziny Poziomki, pierwsze jej słowa, kroki, tańce i śmieszne miny. Nie żałuję niczego co nas tam spotkało, bo wszystko wyszło nam nam na dobre i wciąż jesteśmy razem, a to jest dla mnie najważniejsze <3 

Taka jest prawda, moi Państwo :) Zdziwieni, czy właśnie tego sie spodziewaliście? Ciekawa jestem Waszych komentarzy :) Kolejny wpis obiecuje już z nowego mieszkania, a dokładnie z kuchni, która przypadła Wam do gustu chyba najbardziej :) Zresztą mi też! Co tu dużo gadać :D

Do następnego!

LU

Enjoy Your Shake

$
0
0
Chociaż teoretycznie lato jeszcze trwa, pogoda za oknem nie pozostawia złudzeń, nadchodzi nielubiana przez większość naszego narodu jesień. Nadciągam więc z odsieczą, bo pewnie jako jedna z niewielu lubię jesień i nie mam problemu ze złą pogodą za oknem :) Nie to żebym cieszyła się jakoś zanadto, że wkrótce czekają nas Egipskie ciemności i ziąb, ale już ciepłe skarpety, swetry, czapki, koce, świece, gorąca herbata, warzywa, owoce, domowe przetwory, kolory liści, płatki śniegu na języku czy święta napawają mnie optymizmem. A choroby? Choroby mnie nie dotyczą (mam nadzieję, że w tym roku również i Poziomkę, bo Szarlatan to zawsze coś przywlecze ;), a przynajmniej jakieś większe, bo małe przeziębienie zawsze się gdzieś złapie. Jak to się dzieje? Otóż moi Kochani za chwilę poznacie jeden z moich sekretów na zdrowie, urodę, uśmiech i energię :) 

Ci z Was, którzy obserwują Enjoy Your Home na Instagramie (>>> KLIK) wiedzą, że nie od dziś wciągam codziennie owocowo-warzywne koktajle! I to dzięki Wam zebrałam się w końcu na przygotowanie kilku przepisów na sprawdzone #enjoyourshake :) Chociaż prawda jest taka, że rzadko powtarzam jakiś przepis dwa razy, bo szejki, które robie na co dzień powstają bardzo spontanicznie i Was też do tego zachęcam żeby bardziej eksperymentować niż trzymać się przepisów. Miksowanie warzyw i owoców to według mnie żadna sztuka w przeciwieństwie do gotowania wykwintnych dań czy pieczenia wyśmienitych deserów. Ja po prostu przeważnie wrzucam warzywa i owoce, które mam akurat w lodówce i widzę, że się psują, jeśli chcecie wiedzieć, hehe :D Dodatkowo jest kilka składników, które regularnie posiadam w swoich zasobach i trafiają na zmianę do koktajli: siemię lniane, nasiona goji, nasiona chia, żurawina, kakao, olej kokosowy, miód, gorzka czekolada, owsianka, kasza jaglana lub płatki jaglane, ryż lub płatki itp. itd. To samo tyczy się płynów: jogurt, maślanka, kefir, woda, soki, mleko. Można by tu wymieniać długo, ale myślę, że wyobraźni Wam nie brakuje, więc sami resztę sobie dopowiedzcie :) 

Przejdźmy jednak do sedna. Skąd się wziął pomysł i jak ja to robię? Do miksowania zdrowych składników zmotywował mnie Szarlatan, który mimo że świetnie gotuje i o wiele więcej i częściej niż ja, to zdecydowanie niezbyt zdrowo i różnorodnie. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że muszę to zmienić i jakimś sposobem dawkować nam odpowiednią ilośc owoców i warzyw, które nie od dziś wiadomo, trzeba przyswajać w dużych ilościach ;) Tak też zaczęłam CO WIECZÓR (myje, obieram, kroje, wrzucam, zalewam, przykrywam i odstawiam w chłodne miejsce) przygotowywać smaczne koktajle, które nie wymagają wielkich przygotowań, a zmiksowanie i wypicie ich zajmuje jeszcze mniej czasu. Co jest ważne zwłaszcza rano, kiedy najczęściej go brakuje i uwijamy się w pędzie żeby wyjść z domu. Przynajmniej mi zawsze brakowało czasu na zjedzenie normalnego śniadania, a wyjście z pustym żołądkiem też nie było najlepszym pomysłem. Dzięki koktajlom mogę zaspokoić pierwszy głód, teraz również naszego małego głodomora i na spokojnie przygotować śniadanie lub dojechać do pracy i tam zjeść już bez stresu :) Polecam! 

Z przepisów poniżej powinno wyjść Wam ok 700-750 ml płynów, czyli ok 3 szklanki po 250 ml. Jeśli nie, to coś dolewamy, czegoś dodajemy więcej. Jak gęściej to więcej płynu, jak za rzadko to więcej owoców. Za słodkie to cytryny, za kwaśne to miodu, ksylitolu, cukru czy kto co tam lubi. Na prawdę nie bójcie się próbować, każdy lubi inne smaki i chodzi o to żeby wydobyć z koktajli ten, który lubimy najbardziej :) Ja wolę kwaśne, Szarlatan słodkie i bez farfocli, a Poziomka póki co wciąga wszystko co się jej poda ;P Dlatego poniżej znajdziecie różne propozycje, mam nadzieję, że któraś przypadnie Wam do gustu :) Enjoy! 










Malinowo - Miętowy

- 0,5 pojemnika malin 
- 0,5 mango
- 20-30 listków mięty (specjalnie dla Was policzyłam, ale ogólnie walcie dużo, ma być czuć mięte)
- 1 szklanka soku jabłkowego tłoczonego (może być i zwykły albo i jabłko)
- 1 jogurt naturalny (bez mleka w proszku, to samo zło i zmienia smak!)
- 1 łyżeczka miodu

Ten koktajli powstał całkiem przypadkiem ze składników, które zapamiętałam w przepisie przeczytanym w jakiejś gazecie. A były to maliny i mięta, resztę dodałam bo tak jak pisałam, miałam w lodówce, i tym sposobem powstał nieskromnie powiem pyszny orzeźwiający szejkunio :D Ponieważ w jego składzie nie ma nic co potrzebuje namoczenia przez noc, wieczorem wystarczy wszystko obrać i pokroić, a dopiero rano przed zmikoswaniem dodać jogurtu i soku.






Śliwkowo-Czekoladowy

Ten koktajl zrobiłam w zeszłym roku, ale w tym wyszedł zupełnie inaczej. Przede wszystkim był na bazie kakao, a ponieważ tego mi zabrakło, dałam do niego gorzkiej czekolady. Według mnie wyszedł za słodki, ale np. Szarlatanowi bardzo smakował i powiedział, że w ogóle nie jest słodki, więc sami widzicie, co kto lubi :P 

- 1 szklanka mleka roślinnego/zwykłego/bez laktozy 
- ok. 20 śliwek węgierek
- 0,5 paczki kaszy jaglanej
- 2 kostki czekolady lub 2 łyżeczki kakao, można też dodać kawy rozpuszczalnej, jak kto lubi
- 1 porządna łyżka oleju kokosowego
1 banan

Gotujemy woreczek kaszy jaglanej, pół odkładamy np. do sałatki na lunch (z zielonym ogórkiem, oliwkami, papryką, podprażonymi pestkami słonecznika i fetą), a pół zalewamy szklanką mleka. Czekoladę tłuczemy na mniejsze kawałeczki w moździerzu albo ścieramy na tarce żeby blender sobie z nią poradził. Resztę składników dorzucamy i odstawiamy na noc.












Zielony z Siemieniem Lnianym

Historia tego szejka również wynika z mojej jakże dobrej, ale krótkotrwałej pamięci :D W ostatni weekend w książce kucharskiej dołączonej do termomiksa u znajomych przeczytałam przepis i oczywiście zapamiętałam 3 pierwsze składniki: sałatę rzymską, szpinak i pietruszkę, a reszta mi uleciała. Ale najbardziej ciekawa byłam sałaty rzymskiej, bo pietruszka i szpinak to żadna nowość dla mnie, więc zaryzykowałam i wyszedł całkiem smaczny, a do tego pełen witamin koktajl.

- 2 garści siemienia lnianego (myślę, że nasiona goji czy chia też by się wpasowały)
- 1 mała główka sałaty rzymskiej (pewnie i jarmuż by się równie dobrze sprawdził)
- 2 garści młodego szpinaku
- 2 szklanki wody
- sok z 0,5 cytryny 
- nać z ok. 15 gałązek pietruszki 
- 1 duża gruszka
- 1 duży banan

Siemię lniane to jeden z moich ulubionych i najczęściej używanych składników. Zalewam je wrzątkiem na noc albo na ok 15-20 min. przed miksowaniem (to samo z innymi nasionami). Powinien zrobić się z niego taki glutek, kisielek, jak na zdjęciach. Resztę składników kroimy, dodajemy i miksujemy na zdrowie ;)









Słoneczny

Inspiracją do tego szejka była zupa z dyni i pomarańczy z Kwestii Smaku, którą robie co roku jesienią. Pewnego razu pomyślałam, że w sumie niezły by był z niej koktajl. I tak jest, słoneczny, kremowy, boski po prostu, na sam jego widok już dostaje kopa, a co dopiero po wypiciu :D

- 1 szklanka maślanki
- 0,5 dyni Hokkaido (ja obieram ze skórki) ugotowanej lub zrobionej na parze 
- 1,5-2 szklanki świeżo wyciśniętego soku z 2 pomarańczy
- 2 małe banany 
- 1-2 łyżeczki imbiru lub 1 siurek świeżego imbiru startego na tarce

Dynie myjemy, obieramy ze skórki, wydrążamy miąższ z pestkami, kroimy w kosteczki i gotujemy (nie rozgotowujemy ;) na parze lub w garze. Wyciskamy sok z 2 pomarańczy, ile wyjdzie tyle wyjdzie, ale coś ok 1,5-2 szklanki. Dorzucamy banany, świeżo starty imbir lub proszkowany, powinno być go czuć i voila :)











Truskawkowy z Owsianką

I na koniec klasyka gatunku czyli truskawki na owsiance z mlekiem, ale równie dobrze może być i na kefirze, jogurcie, maślance itd. Ja zawsze owsiankę zalewam na noc mlekiem czy innym nabiałem żeby dobrze nasiąkła, spęczniała i rano była z niej łatwa do zmiksowania masa. Truskawki obieram z szypułek (zawsze bawiło mnie to słowo :D) kroje na pół albo i na cztery, zasypuje cukrem, żeby puściły soczek i nabrały słodyczy. Taaaaak, co jak co, ale truskawki muszą być z cukrem :D

- 2 szklanki owsianki
- 3 szklanki mleka (ja użyłam ryżowego), jeśli mało to dać więcej
- Duuuuuużo truskawek, przynajmniej ze 20
- Duuuużo cukru, w zdrowej wersji można użyć brązowego albo ksylitolu albo w ogóle miodu :P
- Pić do dna jak Poziomka i z głośnym "AAAA" na koniec :D

Ten koktajl sprawdzi się również z bananem albo np. w wersji jabłka z cynamonem. Możliwości jest wiele. Owsianka pasuje do wszystkiego, leśne owoce, gruszki, czereśnie, wiśnie, whatever :) W ogóle jeśli chcecie aby szejk był bardziej sycący to warto go zrobić właśnie na owsiance lub jakiejś kaszy. A jak zimą i jesienią potrzebujemy jeszcze coś ciepłego wypić to zalać po prostu wrzątkiem z rana owsiankę na pół godziny przed miksowaniem :)  

Teraz trochę się powymądrzam dla Waszego zdrowia! Pijcie codziennie powyższe lub inne mikstury na bazie warzyw i owoców, a nic Was nie złapie jesienią. No chyba, że psycha siada i coś Was męczy, dołuje, stresuje lub płakaliście wracając do domu na wietrze to wtedy choroba gwarantowana. Wtedy przytulić się do kogoś albo siebie samą/ego mocno, wyżalić, wypłakać i wziąć gorącą kąpiel. Do tego na wieczór kanapka z ząbkiem czosnku startym na tarce lub cienko pokrojonym i oprószonym solą, jeść jak czosnek się spoci (Niestety partnerowi, jeśli jest i śpi z nami, też zaleca się ten sam zestaw jeśli nie chce spać z zatyczkami do nosa :P). Do popicia malinowa herbata z imbirem, miodem i cytryną. Ostatecznie paracetamol jeśli jest bardzo źle i rano jesteście zdrowi :D Po przebudzeniu warto wypić szejk na pietruszce, wtedy brzydki zapach po czosnku zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ;) No i nie zapominajcie o aktywności fizycznej, bieganie, pływanie, fitnessy i inne tańce oraz śpiewy, jesienią i zimą przede wszystkim wskazane! O przytulnych, kolorowych, ładnych i uporządkowanych wnętrzach chyba nie muszę wspominać ;)

Do następnego!

LU

Kuchnia w Stylu Enjoy Your Home (w rzeczywistości)

$
0
0
Chociaż o wiele mi bliżej w chwili obecnej do pisania posta w stylu "Oda do radości" (na co składa się między innymi fakt, że w ten weekend mija 10 lat jak jesteśmy razem z Szarlatanem :D), niż o meblach kuchennych , to pogoda w końcu dopisała i nie mogłam przegapić takiej okazji żeby pokazać Wam nasze centrum życia w nowym mieszkaniu. Cierpliwie czekałam aż w końcu pojawi się słońce bo bez niego nie oddałabym na zdjęciach tego szczęścia i radości jakie niesie nam korzystanie z naszej nowej, dużej kuchni :))) Bo uwierzcie mi, że to nie o elementy wyposażenia chodzi, (chociaż nie powiem, spełnione marzenia o wyglądzie kuchni dodają jej powera) a o przestrzeń do wspólnej zabawy, gotowania, pieczenia, jedzenia, przyjmowania gości <3

Zacznijmy jednak od początku. Jeśli dobrze pamiętacie, kuchnia była ostatnim elementem, który spędzał nam sen z powiek przy wykańczaniu nowego mieszkania. I chociaż dokładnie wiedziałam czego chce i skąd chce (pisałam o tym tutaj >>> KLIK) to nie wzięłam pod uwagę, że jednak jest to mocno złożony temat i błędy czy też wypadki losowe powodujące obsuwę są nieuniknione! I tak od źle złożonego projektu, mimo dobrze zdjętych pomiarów, poprzez źle wymierzony blat, po zepsute w transporcie fronty udało nam się osiągnąć oczekiwany efekt i muszę powiedzieć, że lepiej sobie tego nie wyobrażałam :) Jeśli można kochać przedmioty to na pewno też wnętrza i to jest właśnie wnętrze, które kocham, bo przypomina mi, że warto realizować swoje marzenia i pomysły, pokonywać trudności oraz nie zważać na teksty w stylu "nie boisz się?". A losowe wypadki i błędy popełniają wszyscy, więc jedyna moja rada to nawet jeśli sprawy w swoje ręce bierze specjalista to mimo wszystko warto zerknąć na to swoim okiem i zweryfikować czy aby na pewno wszystko się zgadza ;)


Dzień zaczynamy od przysuwania przez Poziomkę ambony do blatu (Mebel-Mistrz!>>>KLIK), gdzie robimy razem śniadanie (Przepisy na #enjoyourshake znajdziecie tu>>>KLIK i na Instagramie>>>KLIK), a raczej Poziomka zjada zanim jeszcze je zrobimy ;)








Jest oczywiście kawa, do której przygrywa nam radio. Zresztą radio gra u nas cały dzień. To z niego docierają do nas najnowsze wiadomości z kraju i świata oraz skoczne nuty do tańca i śpiewu, które odprawiamy ilekroć mamy na to ochotę :) A my mamy ją często :D 









Potem wiadomo drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja. Gdzieś w między czasie wpadnie ktoś w gości i wyciągam ciasteczka, które w końcu mogę zrobić sama w piekarniku i poczęstować słodkożerców własnymi wyrobami :) Kwiaty na stole stawiam już regularnie, nie od święta. Cieszę się, że mam gdzie je stawiać i dla kogo, a każdy dzień jest z nimi piękniejszy :)))


































Wierzę, że te kilkanaście kadrów oddało co znaczy kuchnia w naszym domu, że to tutaj toczy się życie naszej rodziny. Od rana do wieczora spędzamy tu wspólnie czas na tańcach i swawolach, pitraszeniu i jedzeniu, goszczeniu i ględzeniu ;) Dlatego zawsze powtarzam, że sypialnia i inne pokoje to tylko dodatek na przechowywanie rzeczy w mieszkaniu i nie muszą być duże, natomiast salon z kuchnią powinny zajmować przynajmniej połowę mieszkania, jak nie więcej, bo to tu spędza się najwięcej czasu!

Ale dość tego biadolenia, przejdźmy do konkretów, bo te jak wiem interesują Was najbardziej czyli jak, co i skąd? ;D 


Na kuchnię (8m2, po połączeniu z salonem 24m), jeśli czytacie mnie regularnie, miałam kilka pomysłów i wątpliwości (pisałam o tym tutaj >>> KLIK). To między innymi dzięki Wam wpadłam na jeszcze jeden pomysł, który mimo moich obaw, że się nie da ruszyć ściany od schowka i postawić w jej miejsce lodówki, udał się zrealizować (ostateczny projekt umieściłam tutaj >>> KLIK) :) Dzięki czemu wszystkie elementy, które mi się marzyły + wizualny ład i porządek zostały osiągnięte :) 


Kuchnia została zaprojektowana i kupiona w Ikea (dolne szafki, systemy, górne szafki, fronty, zlew, płyta, piekarnik, zmywarka, okap, uchwyty), bo tak jak już kiedyś pisałam lubię Ikea, lubię ich pomysły na urządzanie i wyposażenie wnętrz no i przeszklone fronty ze szprosami były moim marzeniem :) Układ kuchni i rozkład szafek jest bardzo funkcjonalny, ze wszystkiego oprócz za płytkich szuflad przy lodówce (zrobiłabym 2 głębsze zamiast 4 zwykłych), sprawdza się rewelacyjnie! Ale warto zauważyć, że ponieważ dysponujemy małym schowkiem koło kuchni mogliśmy pozwolić sobie na dużą ilość otwartych półek lub przeszklonych szafek. Gdyby nie to myślę, że musielibyśmy zrezygnować z któryś (pewnie przeszklonych) na rzecz pełnych frontów do przechowywania artykułów spożywczych, które obecnie zajmują jedną dość głęboką i szeroką półkę w schowku.


Fronty od dolnych szafek, o które tak często pytacie i ich prawie idealnie dobrany kolor to moje i Kasi (Frontosfera >>> KLIK) wspólne dzieło :) Ja miałam marzenie, Kasia możliwości i narzędzia do ich urzeczywistnienia i tym sposobem powstały retro fronty w kolorze pasującym do frontów kuchni Ikea Bodbyn. Nie było to łatwe zadanie, a i kolor nie jest dokładnie ten sam, ale bardzo zbliżony i różnica nie jest zauważalna gołym okiem ;) Według autorki bloga Chrise Love Julia taki kolor jest do zdobycia (znajdziecie o tym wpis tutaj >>> KLIK), ale nie w Polsce. Przynajmniej mi się nie udało i zaryzykowałam z kolorem bardzo zbliżonym, a mianowicie Benjamin Moore's Cloud White w połysku Semi-Gloss. Farba trzyma się dobrze, a fronty prezentują się rewelacyjnie :)





Stalowy blat, o którym rozwodziłam się już wcześniej we wpisie o małej kuchni (o tutaj >>> KLIK) kolejny raz mnie nie zawiódł, chociaż przez chwilę obawiałam się czy aby na pewno będzie pasował do retro frontów i złamanej bieli Bodbyn ;) Mimo to zaryzykowałam i uważam, że po raz kolejny było warto! Oboje z Szarlatanem uwielbiamy stalowy blat i za nic w świecie nie zamienilibyśmy go na żaden inny, głównie ze względów praktycznych. Jest solidny, nie niszczy się i można robić na nim wszystko ;) Tak jak w poprzedniej kuchni tak i w tej zamówiliśmy dokładnie wymierzony blat w Łódzkiej firmie Szron (>>> KLIK), dzięki czemu mieliśmy pewność, że będziemy zadowoleni i jesteśmy :) Na najczęściej pojawiające się pytanie "Czy blat się rysuje?" odpowiem tak: Podobno tak, ale ja tego nie widzę albo inaczej, dla mnie te zarysowania dodają mu uroku (nie raz, nie dwa kroje na blacie) i widać, że w tej kuchni ktoś gotuje ;) Co do samej długości blatu to uważam, że jest wystarczająca dla 3-4 osobowej rodziny. Warto tylko pamiętać, żeby zachować zasadę trójkąta roboczego w kuchni (>>>KLIK) i przewidzieć jakiś jeden kąt na dłuższy roboczy blat (u nas między zlewem a płytą jest np. ok 170 cm), żeby nie skakać od mikro blatu do mikro blatu, bo na jednym ciężko będzie się zmieścić z całym majdanem do pichcenia :P 






Ukośne półki pod górnymi szafkami wykonała dla mnie zaprzyjaźniona firma Mebel-Mistrz, która zresztą oprócz Ikei, montowała wszystkie pozostałe elementy do kupy (słupek na butelki koło lodówki i stopień dla Poziomki to również ich dzieło). Są bardzo praktyczne i mieszczą wszystkie naczynia, które używamy na co dzień oraz warzywa, owoce i książki :) Wiszą jak łatwo policzyć po kaflach (15cm) 45 cm nad blatem i mają wysokość również 45 cm ;) Kąt nachylenia, głębokość i resztę wymiarów obliczył Mebel-Mistrz. 






Lodówka Smeg (kupowaliśmy ją w Deko AGD i mogę śmiało polecić Wam to miejsce >>> KLIK) to chyba jedno z najbardziej wymarzonych marzeń, to do niej głównie dopasowywałam cały projekt kuchni tak aby była ładnie wyeksponowana, bo jakby nie było Smeg kupuje się żeby wyglądał :D No i właśnie to jest chyba największa zaleta tej lodówki, bo już na przykład dźwięki jakie wydaje i siły której trzeba użyć do jej otwarcia nie należą już do najlepszych :P Cała reszta funkcjonuje i sprawuje się świetnie. Jest pojemna, mrozi dobrze, posiada system no frost, elektroniczną regulacje temperatury, system dźwiękowy powiadamiający o otwartych drzwiach. Podsumowując jej kolor i wdzięk przesłaniają jej drobne wady ;)







Stół był ostatnim elementem, który do nas dotarł i to na niego czekałam żeby zaprezentować Wam całość :) Minko to polska marka (>>>KLIK), która tworzy minimalistyczne i funkcjonalne meble inspirowane stylem skandynawskim, czyli to co Lu lubi najbardziej :D Jest genialny, serio! Świetnie wkomponował się w całość, a jego wielkość (140x80) i możliwość powiększenia do wymiarów 220x80 sprawia, że już nie mogę się doczekać Świąt Bożego Narodzenia :D Solidny, wysoki, porządnie wykonany i ten wygląd! Pamiętacie jak zastanawiałam się czy postawić go pomiędzy salonem, a kuchnią czy na środku kuchni pod szafkami? Zdecydowałam się na postawienie go między oknami nie tylko dlatego, że lodówka bardziej pasowała mi w kącie po schowku, ale również dlatego, że dzięki temu zachowałam dużo otwartej przestrzeni. Salon z kuchnią to długie, ale wąskie pomieszczenie, gdybym postawiła stół w kuchni skróciłabym je niepotrzebnie i nie wykorzystała jego potencjału oraz zastawiła ciąg komunikacyjny między holem, a salonem. A tak hol, kuchnia i salon tworzą całość i rzeczywiście mamy dużo miejsca do zabawy :) 




Lampa na wysięgniku (Frandsen Lighting Job) nad stołem to efekt porozumienia dwóch stron, czyli mnie i Szarlatana, który kategorycznie nie chciał nad stołem wiszących lamp. Ponieważ nie miał on za wiele uwag co do urządzania mieszkania (drugim była dębowa podłoga ;) to nie miałam problemu żeby zrezygnować z jakiś loftowych lamp na rzecz ściennej. Zwłaszcza, że marzyły mi się kreślarskie lampki w kuchni, a nad blatem nie zdały egzaminu. Ta sprawdza się rewelacyjnie, bo światła daje wystarczająco, a dzięki długiemu ramieniu można nią kombinować na wszystkie strony. 


Krzesła to już stały element naszych wnętrz, w tym temacie nic się nie zmieniło, czyli szczebelkowe love (pisałam o nich w ogółach i szczegółach tutaj>>>KLIK) i krzesło Poziomki, czyli Tripp Trapp Stokke (>>>KLIK). Białe często stoi w sypialni, ale mam jeszcze jedno w zanadrzu, które czeka na odmalowanie tylko zastanawiam się czy zaszaleć i pomalować je na jakiś różowy, błękitny, turkusowy czy klasycznie szary, biały albo czarny, co sądzicie? :)





Dębowy parkiet w kuchni (wymiary>>>KLIK), ale jak to? Ano tak to. Po tym jak przez 5 lat mieszkaliśmy z drewnianą podłogą w kawalerce wszędzie (>>>KLIK) wiedziałam, że i w tym mieszkaniu tak będzie. A nawet jeśli się zniszczy, co jest dość oczywiste, bo podłoga to chyba najbardziej eksploatowana powierzchnia w domu, to się go wycyklinuje albo pomaluje jakoś na kolorowo (>>>KLIK) ;) Póki co cieszymy się jedną dużą gładką powierzchnią, która optycznie powiększa przestrzeń i wygląda estetycznie, a w utrzymaniu nie różni się niczym od kafli. W końcu nikt tu nie robi kałuży z zupy na podłodze ani nie wchodzi się w butach prosto z podwórka. W takich okolicznościach zdecydowanie postawiłabym na płytki ;)



Wydaje mi się, że napisałam już o wszystkim, ale znając Was to pewnie nie ;D Dlatego jeśli jeszcze macie jakieś pytania to piszcie w komentarzach lub zapraszam Was na Instagram (>>>KLIK), gdzie planuje spotkać się z Wami na żywo i pokazać kuchnię w ogółach i szczegółach ;) Powiedzcie tylko czy dzisiaj popołudniu będzie ok (powiedzmy coś ok.15.00-16.00)? Jeśli nie będziecie mogli oglądać na żywo to filmik będzie dostępny na Insta przez 24h (uzależniłam się od ich kręcenia dla Was) i również można go komentować, ale tylko na aplikacji w telefonie :) To co widzimy się? :D

Wasza Szczęśliwa

LU

Aaa prawie bym zapomniała o pozytywnej nucie na koniec ;D



Ładna Historia - sezon I

$
0
0
Tak jak skończyło się słońce, tak też minął gorący sezon na śluby i przyjęcia weselne ;) Wiele razy pytaliście o wpis z Ładną Historią w roli głównej. Ja wolałam jednak zebrać dla Was wszystkie Ładne Historie na koniec sezonu w jednym miejscu, bo na bieżąco pojawiały się oczywiście na naszym Facebooku (>>>KLIK) i Instagramie (>>>KLIK) czy razem z inspiracjami na Pinterest (>>>KLIK). 

Jeśli dobrze pamiętacie, pierwsza Ładna Historia w moim i Kamili wykonaniu należała do Kasi i Bartka. W dekoracjach dominował kolor brzoskwiniowy w postaci róży peach avalanche, która pięknie komponowała się z białą peonią, intensywną zielenią i drewnianymi dodatkami oraz słodkimi cake pops :)













W czerwcu Ładna Historia miała miejsce w eleganckim hotelu w Warszawie, a Dorota i Piotrek chcieli podkreślić dekoracją powagę wydarzenia w nietuzinkowy sposób. Inspiracją dla dekoracji był więc lubiany przez nich klimat z filmu The Great Gatsby oraz amerykański styl lat 20 i 30 XX wieku, kiedy to na parkiecie królował swing, a złoto, czerń, biel oraz geometryczne wzory stanowiły motyw przewodni we wnętrzach :) 























Kolejną Ładną Historie mieliśmy okazje tworzyć z Kasią i Maćkiem, którzy własnoręcznie wykonali dla gości winietki w formie złotych ramek z gipsu na mini sztalugach :) Motyw złotej ramy powtarzał się więc w wielu dekoracjach przyjęcia, a kwiatami, które świetnie wkomponowały się w wytworny wystrój sali była gipsówka, szarłat i bluszcz. 






















Ładna Historia Magdy i Inigo była efektem owocnej współpracy z Panną Młodą i jej zdolnym Tatą, którzy własnoręcznie wykonali wiele dekoracji pod naszym czujnym okiem :) Efektem tej długiej i szczegółowej współpracy był imponujący wystrój bardzo dużej sali i pleneru w Stylu Rustykalnym z dodatkami Vintage i Travel. Nie zdziwi Was pewnie fakt, że to moja ulubiona Ładna Historia? :D












































We wrześniu miałyśmy okazję dekorować wnętrza Pałacyku w Otrębusach. Ładna Historia Sylwii i Konrada to połączenie romantycznych pasteli z eleganckim złotem i ilustrowanymi drukami autorstwa Blanki Biernat. Miłość unosiła się w powietrzu ;)
































W ostatniej chwili we wrześniu odezwała się do nas Ania z Marcinem z zapytaniem o bukiety z wrzosem w roli głównej. Tym sposobem powstała pierwsza jesienna Ładna Historia i mamy nadzieję, że nie ostatnia ;)










Jak widzicie każda Ładna Historia powstała ze szczególnym uwzględnieniem ulubionych kwiatów, kolorów i upodobań Pary Młodej. Starałyśmy się aby wszystkie przyjęcia miały niepowtarzalny wystrój i oddawały charakter Zakochanych :)

No dobrze, ja już podzieliłam się z Wami, która Ładna Historia należy do najbliższych memu sercu, jeśli chodzi o dekorację. A Wam jakaś wpadła w oko w szczególności? :)

Mam też dla Was na koniec niespodziankę. Wszyscy Zakochani, którzy biorą ślub lub organizują przyjęcie weselne w 2018 r. i zdecydują się na Ładną Historie do końca roku, otrzymają 10% rabatu na nasze usługi :)

Zapraszamy do Współpracy!

Ludmiła i Kamila :)



biuro@ladnahistoria.pl

Oda do Radości (i przepis na pizze z patelni z kiszoną kapustą)

$
0
0
Pamiętacie kiedy we wrześniu pisałam Wam, że bliżej mi do pisania o tym jaka jestem szczęśliwa niż o kuchni? Co prawda nie fruwam już pół metra ponad ziemią jak wtedy, ale obiecałam sobie, że nawet jeśli nadejdą gorsze dni napiszę ten wpis, nie tylko dla Was, ale i dla samej siebie :) Wrzesień w tym roku przeleciał mi błyskawicznie. Trochę za sprawą naszej Poziomki, która adaptowała się w przedszkolu, trochę za sprawą przerabiania pomidorów na zimę i urządzania mieszkania, a trochę za sprawą dopieszczania ostatnich w tegorocznym sezonie Ładnych Historii. Oczywiście było tego znacznie więcej, ale nie będę Was zanudzać szczegółami.

Wrzesień ma w sobie coś takiego co sprawia, że jest dla mnie znacznie bardziej przełomowym miesiącem niż styczeń. Zdecydowanie lepiej i łatwiej podejmować mi nowe wyzwania, planować kolejne kroki do spełnienia marzeń i robić sobie małe podsumowanie tego co dotychczas przeżyłam lub osiągnęłam.  I tak w tym roku we wrześniu stuknęło nam z Szarlatanem 10 lat razem i dotarło do mnie, że jest to jedno z najważniejszych osiągnięć w moim życiu <3 Szczęśliwy związek i jego owoc, czyli nasza słodka Poziomka :)



Kiedyś ktoś mi powiedział, że nasze życie wygląda na idealne. I wiecie co? Wyglądać to może i wygląda, bo nie mogę powiedzieć jesteśmy szczęśliwi, ale na pewno nie jest idealne. Ja nawet nie chciałabym żeby takie było (teraz to wiem, jeszcze kilka lat temu nie byłam taka mądra), bo gdyby nie te wszystkie popełnione błędy, napotkane problemy, kłopoty, kłótnie, zwady, potyczki, pomyłki, smutki i inne zmartwienia, które pojawiały się na naszej osobnej i wspólnej drodze, nie dowiedzielibyśmy się, że zawsze, ale to zawsze sobie poradzimy, dopóki się kochamy, a tak naprawdę przyjaźnimy. Wielu osobom wydaje się, że fajny związek to motylki w brzuchu, kwiatki i fajerwerki, ale to nie prawda. Fajny i szczęśliwy związek oparty jest na przyjaźni, rozmowie i wzajemnym szacunku, a to wymaga ciężkiej i stałej pracy nie tylko nad związkiem, ale i nad sobą.

Wiecie jaka kiedyś byłam? Zamknięta, zakompleksiona, zazdrosna i w środku bardzo nieszczęśliwa. Na zewnątrz wesoła, uśmiechnięta i energiczna, a jakże. I pewnie tym zwabiłam tego biednego człowieka i jakimś cudem nie uciekł, kiedy poznał ciemną stronę mojej mocy ;) A wiecie dlaczego nie uciekł, ani ja nie uciekłam, bo przecież on też idealny nie jest? Bo byłam gotowa i otwarta (i nadal jestem) tak jak i on jest, na rozmowę, zmiany i kompromis. Gdyby nie to, że któregoś koszmarnego wieczoru, kiedy standardowo ryczałam do poduszki zamiast powiedzieć o co chodzi, Szarlatan potrząsnął mną i powiedział: "mów do mnie, bo inaczej nigdy się nie dowiem co czujesz i co źle zrobiłem", nie wiem czy bylibyśmy razem, tutaj gdzie jesteśmy teraz. Miałam bowiem do wyboru albo zdobyć się na odwagę i powiedzieć mu co czuję, dlaczego płaczę z nadzieją, że oczywiście to coś zmieni albo dalej tkwić w przekonaniu, że się domyśli, bo przecież jak mu powiem to się obrazi, pokłócimy się (kiedyś mi się wydawało, że w super związkach ludzie się nie kłócą), nie będzie się odzywał przez dwa dni albo co gorsza zostawi mnie (doświadczenia z poprzednich związków ;). Na szczęście nie zostawił, bo zależało mu równie bardzo, a ja wygrałam więcej niż mi się mogło nawet wtedy wydawać! Wspaniałego przyjaciela, kochanka, męża i tatę dla Poziomki <3

Od tamtej pierwszej rozmowy wiele przeszliśmy, wiele odnieśliśmy sukcesów, ale i ponieśliśmy porażek. Nigdy jednak, ale to nigdy żadne z nas nie zostawiło drugiej połowy bez słów wyjaśnienia, bez rozmowy, bez próby znalezienia rozwiązania czy kompromisu. Nie knujemy i nie obgadujemy się za plecami, nie manipulujemy drugą połową, nie mamy cichych dni, nie obrażamy się na siebie, nie szukamy pomocy na zewnątrz, zawsze zaczynamy od rozmowy i siebie na wzajem. Po prostu jesteśmy wobec siebie szczerzy aż do bólu i traktujemy się jak najlepsi przyjaciele. A całusy, przytulanki, pieszczoty, seks i inne bajery sprawiają, że nasz związek jest jeszcze fajniejszy ;)

Jak więc widzicie nie bez powodu mówimy do siebie "Ziomek", "Ziomuś", "Ziomeczek", co wiele osób bawi i dziwi, że można tak nazywać żonę lub męża. Ale tak jest i tak być powinno! Żona i mąż czy partnerzy powinni być dla siebie najlepszymi Ziomami i myślę, że kiedy ludzie to zrozumieją to na świecie będzie mniej rozwodów, a więcej szczęśliwych par ;) 

A co poza tym, co sprawia, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi? Dajemy sobie dużo wolności, na rozwój, pasje, spotkania z innymi ludźmi, czyli nie spędzamy ze sobą każdej możliwej chwili. Kiedy jedno z nas coś sobie wymyśli, założy albo o czymś marzy, drugie mu w tym pomaga na tyle ile jest to możliwe, bo wie, że jest to dla niego ważne lub go uszczęśliwi, a tym samym i drugą połowę :) 

Nie zazdrościmy ani sobie na wzajem, ani nie jesteśmy zazdrośni o siebie. Na imprezach i weselach obtańcowujemy innych facetów i kobiety, a przyjaciół mamy zarówno w płci żeńskiej jak i męskiej. Z mojego punktu widzenia, z każdego mężczyzny i kobiety można zaczerpnąć coś dobrego, innego, coś czego naszemu partnerowi brakuje albo się akurat w tym nie specjalizuje ;) Flirty, podrywy i inne wygłupy też są zdrowe o ile nie przekraczają granicy znanej i akceptowanej przez drugą stronę, inaczej dym ;) Podam Wam przykład żebyście nie odchodzili od zmysłów, o czym ja wygaduje :D Kiedyś Szarlatan (już wtedy mój mąż) nie mógł pójść na wesele naszych znajomych, poprosiłam więc naszego wspólnego kumpla aby poszedł ze mną, bo jest świetnym tancerzem i z pewnością będziemy się dobrze bawili :) Następnego dnia dowiedziałam się, że ludzie plotkowali, że coś jest chyba między mną, a Szarlatanem nie halo skoro przyszłam z innym facetem. Bardzo nas to ubawiło :D Z innych przykładów, kiedy Szarlatan pracował w jednej korporacji, co chwilę opowiadał mi i przynosił jakieś dobre smakołyki lub pomysły na przepisy od swojej koleżanki z pracy, która jest zakręcona na punkcie zdrowego żywienia. I co? Kiedy powiedziałam o tym znajomej powiedziała, że ona na moim miejscu koniecznie by się tym zainteresowała. Ja tam tylko się cieszyłam, że Szarlatan ma fajną znajomą w pracy i jeszcze przynosi mi jakieś dobre rzeczy do domu :D

No a jak to z tym seksem, nie nudzi się? A pewnie, że się nudzi i cała w tym zabawa i wyzwanie żeby znaleźć na niego nowy sposób, miejsca, zabawki, szukać nowych doznań i pielęgnować to co nas kręci i podnieca. Tak jak w innych sferach tak i w tej trzeba się dokształcać i otworzyć na zmiany utartych przyzwyczajeń ;)

Gdybym miała tak zobrazować jak wygląda wieloletni związek, byłaby to sinusoida. Są momenty, że wydaje Ci się, że jesteś na szczycie świata, a są tez takie, że wydaje Ci się, że jest tak słabo między Wami, że nigdy się z tego dołka nie wygrzebiecie. Wtedy uruchamiamy romantyczne rytuały, wyjścia we dwoje, drobne niespodzianki, miłe słówka, zaczepki, sms-ki. No nie ma bata, trzeba się wysilić, wyjść z inicjatywą, ruszyć wyobraźnią, samo się nie poprawi ;) 

Szarlatan to cudowny człowiek, ale wad mu nie brakuje, tak jak i mi. Kiedyś z nimi walczyłam/, chciałam go zmienić. Wiele z nich przez długie lata w ogóle mi nie przeszkadzały albo ich nie widziałam, a potem bach, są i co z nimi zrobić? Nad niektórymi pracuje wciąż wierząc, że tak jak inne drobiazgi tak i te może uda mi się nieco zniwelować (plastyczny materiał mi się trafił ;), ale większość zaakceptowałam i to jest jedyna droga do szczęścia :P Prawda jest bowiem taka, że to co nas uwiera w drugiej osobie jest przeważnie odbiciem naszych myśli, uczuć i pragnień lub niezadowolenia z siebie. Warto więc najpierw przyjrzeć się sobie, a dopiero potem męczyć o zmianę partnera ;) W myśl słów Carla Junga"Każda rzecz, która irytuje nas w innych, prowadzi do zrozumienia nas samych.". Życie w ogóle jest jak jedno wielkie lustro, odbija Twoje nastroje, uczucia, chęci i zamiary. Jeśli się do niego uśmiechasz szczerze i prawdziwie, ono odpowie Ci tym samym :))) Bo jeśli to tylko maska, a w środku kryjesz niezadowolenie, smutek, żal, nienawiść lub inne wrogie uczucia to raczej nie będzie działać albo będzie działać tak samo w drugą stronę. Będziesz spotykać ludzi, którzy zakładają takie same maski jak Ty ;)

Jakiś czas temu dostałam od Świekry fajną książkę pod tytułem "5 języków miłości" (Gary Chapman) i był to kolejny krok do oświecenia, jakiego doznałam. Zdawaliście sobie sprawę, że każdy z nas posługuje się innym językiem miłości? Tzn. jedno z nas czuje się kochane, kiedy druga połowa wita go w domu ciepłym posiłkiem, a drugie potrzebuje kwiatów, spontanicznych wycieczek lub innych atrakcji. Jeśli to do nas dotrze i poznamy jakim językiem miłości posługuje się nasz partner, będziemy mogli sprawić radość drugiej połówce, a ona nam :) Kiedy tak obserwuje inne pary, mam wrażenie, że poza brakiem komunikacji, jest to najczęstszy problem między partnerami. Każdy z nich oczekuje od drugiej osoby żeby robiła to co sama uważa za okazywanie miłości. I to jest ok, o ile o tym powiemy partnerowi, będziemy o tym rozmawiać, a on nas zrozumie i będzie starał się to robić bo nas kocha i chce żebyśmy byli szczęśliwi. My natomiast docenimy jego język miłości zamiast narzekać, że nie robi tego co my uznajemy za miłość ;) Dlatego też ja nauczyłam się np. gotować i robić Szarlatanowi pyszne i słodkie niespodzianki, a on przynosić mi od czasu do czasu kwiaty, organizować różnego rodzaju wycieczki lub porywać mnie spontanicznie do tańca. Warto bowiem cofnąć się w czasie i zastanowić dlaczego pokochaliśmy swojego partnera. Mnie np. Szarlatan zdobył swoją kuchnią od serca, spokojem i cierpliwością, a ja jego swoją wesołym usposobieniem, tańcem i szalonymi pomysłami :D 

Mamy również wiele wspólnego i to są rzeczy, drobiazgi i rytuały, które pielęgnujemy i na nich staramy się koncentrować :) Nie wychodzimy z domu bez buziaka, piszemy sobie rymowane sms-y, nie ma tygodnia, w którym nie powiemy sobie "Kocham Cię" i nie zjemy czegoś dobrego :D Tak w ogóle to myślę, że połączyła nas miłość do podróży i jedzenia, a najbardziej pizzy :D Ja nie wiem czy my nie spłodzimy jakiejś pizzerii na starość, zaraz po podróży dookoła świata :D 

Dlatego też na zakończenie dzisiejszego wpisu przygotowaliśmy dla Was z Szarlatanem przepis na pizzę, którą dość często robiliśmy w naszej kawalerce, bo nie mieliśmy sprawnego piekarnika ;)

Pizza z patelni z kiszoną kapustą i boczkiem :) 


Składniki na ciasto:

3 szklanki mąki pszennej
1 szklanka ciepłej wody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka ziół prowansalskich
2 łyżki oleju do ciasta
2 łyżki oleju do smażenia
Składniki na wierzch pizzy:

200 g kiszonej kapusty
100-200 g boczku krojonego
1 mała cebula
Ser pleśniowy lub kozi
2 łyżki musztardy, dowolnie sarepskiej lub stołowej
1 łyżka śmietany
Natka pietruszki (opcjonalnie)

Przygotowanie:

1. Do mąki dodajemy sól, proszek do pieczenia i zioła prowansalskie. Dokładnie mieszamy. Dodajemy ciepłą wodę i olej. Mieszamy drewnianą łyżką, choć ja polecam po prostu rękami. Wyrabiamy ciasto i odstawiamy na kilka minut.

2. Cebulkę kroimy według uznania (drobno lub w piórka) i podsmażamy razem z boczkiem. Kapustę drobno siekamy i dodajemy na patelnię. 3-5 minut wszystko razem smażymy. 

3. Na patelnię wylewamy niewielką ilość oleju i układamy ciasto. Następnie podsmażamy je ok 6 min.

4. Gdy spód się zarumieni, przekładamy go na drugą stronę. Smarujemy go musztardą i śmietaną. Jeżeli chcemy bardziej intensywny smak, nie dodajemy śmietany. Następnie układamy podsmażoną kapustę, z cebulą i boczkiem. Na sam wierzch rozrzucamy ser pleśniowy lub kozi (według upodobań). Możemy dodać oczywiście oba :) Zmniejszamy ogień - przykrywamy patelnię pokrywką. Po około 10-15 min pizza będzie gotowa. Cały czas sprawdzamy czy spód się nie spalił i czy ciasto nie jest surowe. 

5. Przed podaniem możemy pizzę posypać natką pietruszki 

Przepis na ciasto z patelni zapożyczyliśmy od Vege Szamanka (>>>KLIK). Nam wychodzą z tego przepisu 3 pizze :)

PS od Szarlatana - Pizza raczej nie nadaje się na "kolacje we dwoje" bo powoduje mało romantyczne efekty uboczne :P ale na jesień i zimę jest idealna ;D

Enjoy!




 











Na koniec podsyłam Wam jeszcze pozytywną nutę, którą śpiewam ostatnio na całe gardło, bo dodaje mi dużo wiary i sił do działania. A teraz właśnie najbardziej mi tego potrzeba :)


Wasza

LU

Czarno-Biała Łazienka w Stylu Skandynawskim z Różowymi Dodatkami (w rzeczywistości)

$
0
0
Była już kuchnia >>> KLIK, czas na łazienkę, która również jest skończona w naszym nowym mieszkaniu :) Zapraszam więc do oglądania, bo co tu dużo gadać oprócz jednego pomysłu, którego nie mogłam zrealizować ze względów technicznych, wyszła rewelacyjnie i wygląda lepiej niż ją sobie wyobrażałam :) 


Nasza łazienka (jedyna jaką posiadamy) ma ok. 3,4 metra kwadratowego, a pomysł na nią pokazywałam Wam w tym wpisie >>> KLIK. Mimo swych niewielkich rozmiarów zmieściła wszystko co potrzebne w łazience: wannę, umywalkę, WC i pralkę, a nawet pozostało sporo miejsca na przechowywanie. 



Tak jak Wam wcześniej opowiadałam, chciałam zabudować pralkę i wykorzystać przestrzeń nad nią na szafki. Ten pomysł nie wypalił jednak z dwóch względów: 
- pomiędzy geberitem, a pralką nie było miejsca na zabudowę
- na jednej z bocznych ścian zastaliśmy po odbiorze wywietrznik dość dużych rozmiarów i nie chcieliśmy ingerować w jego położenie.

W ten sposób powstał pomysł na szafki o różnych głębokościach, tak aby maksymalnie wykorzystać przestrzeń nad WC i pralką na przechowywanie ręczników, chemii i kosmetyków. Aby podkreślić efekt asymetryczności wybrałam fronty w 4 bazowych kolorach. A Mebel Mistrz wykonał całą kombinację i sprytnie zamaskował szafkę od wywietrznika, która musiałaby być nieco węższa niż inne, żeby drzwiczki się otwierały :)






Kosze na brudy tym razem umieściliśmy w schowku koło kuchni (jak go skończymy to też Wam oczywiście pokażę), bo tak nam było wygodnie. Do wynoszenia brudnych ubrań, które zrzucamy z siebie wieczorem w łazience, służy nam ten stary, poczciwy kosz łazienkowy. 





Nie raz mówiłam Wam, że nie jestem „kosmetykowa”. Trochę się to zmieniło odkąd używam naturalnych kosmetyków polskich firm: Ministerstwo Mydła >>>KLIK, Iossi >>> KLIK i Annabelle Minerals >>> KLIK. Jeśli jeszcze ich nie znacie, to polecam spróbować, bo jestem pewna, że pokochacie je tak jak ja! Półeczka nad toaletą to również miejsce na moje ukochane świece, które odpalam za każdym razem kiedy zażywam relaksu w wannie. A teraz szczęśliwie robię to średnio dwa razy w tygodniu raz (w tym raz z Poziomką) z tego względu, że mamy wannę :D



Pewnie ciekawi jesteście jak się sprawdza czarna podłoga, bo pamiętam, że wiele osób mi odradzało. Otóż rewelacyjnie! Co prawda czarna fuga, którą wybrałam jest raczej grafitowa, ale w ogóle mi to nie przeszkadza, bo też fajnie wygląda. Tylko raz, na początku udało mi się ją tak umyć żeby była czarna, teraz w ogóle tego nie robię, bo szkoda mi na to życia ;) Całą podłogę myję raz w tygodniu. Jeśli w międzyczasie jest bardzo źle przecieram podłogę mokrą szmatką, która zawsze jest w gotowości. Nie mam jednak problemu z żadnymi plamami po wodzie, nie biegam ze ścierą non stop i nie żałuję, że zrobiłam sobie czarną podłogę w łazience :) Myślę też, że to zasługa dobrych kafli. Reasumując, polecam!  


Tak jak planowałam szafkę z umywalką kupiłam w Ikea. Niestety przy odbiorze mieszkania okazało się, że nie wejdzie 80tka, tylko 60tka i żeby tego było mało, jej płytsza wersja (34cm!). Wbrew pozorom bardzo pojemna, no i funkcjonalna. Jeśli się urządzacie to róbcie sobie szuflady wszędzie gdzie się da, bo to mega wygodna sprawa!


Lustro na pasku było fantastycznym wyborem, a trafiony przypadkiem kinkiet (na Alliexpress) świetnie się z nim komponuje :) 





Czarna armatura też sprawdza się w porządku. Nie widzę różnicy między tą a chromowaną. Tak jak każdą inną trzeba ją przetrzeć, jeśli się zaplami, bo chyba nikt nie lubi zacieków.




Wiele osób namawiało mnie na matowe kafle. Dobrze jednak zrobiłam, że posłuchałam własnej intuicji i postawiłam na błyszczące, które odbijają światło i dzięki temu łazienka wydaje się dużo większa i taka promienna :)  


Po drugiej stronie wanny znajduje się wysoki kaloryfer, sięgający aż do sufitu. Bardzo przydatna sprawa. Zwłaszcza teraz, jesienią i zimą służy nam do suszenia ręczników po kąpieli :)


Zaraz pod nim wygospodarowaliśmy odrobinę miejsca na kosmetyki i zabawki Poziomki. Pojemniki na przyssawki z Ikea nie zdały u nas egzaminu wisząc w poprzednim mieszkaniu, ale w tym dobrze służą stojąc na wannie i póki co w zupełności nam wystarczają.


Cały czas poluje jednak na druciany organizer w TK MAXX, który mogłabym zawiesić na kaloryferze i tam trzymać kosmetyki. Ale jeśli mi się nie uda to też przeżyję, bo w sumie wtedy stracilibyśmy miejsce na suszenie ręczników :)


Jeśli ktoś z Was by na coś takiego trafił w sklepie to proszę się nie pytać tylko od razu kupować dla Lu ten genialny wynalazek ;D


To już wszystko co chciałam Wam pokazać i powiedzieć dzisiaj, ale tak jak w przypadku kuchni i tym razem chciałabym zaprosić Was na Live na Instagramie >>> KLIK (pamiętajcie, że filmiki i relacja na żywo można oglądać tylko w aplikacji na telefonie) poświęcony wyłącznie łazience :) Moje pytanie brzmi więc następująco >>> Kiedy by Wam pasowało spotkać się na żywo w nadchodzącym tygodniu? Może Poniedziałek popołudniu? :) Jeśli ktoś z Was nie może lub go to nie interesuje,  zapraszam do komentowania łazienki tutaj pod wpisem. Bardzo jestem ciekawa jak Wam się podoba? :)  

Konkrety, czyli skąd i co:

Płytki podłogowe w łazience - Equipe Ceramicas Hexatile Negro Mate 17,5x20cm
Płytki ścienne - Vives Blanco Brillo 15x15cm
Szafka z umywalką - Hemnes Ikea
Czarne wieszaczki i szczotka do toalety - Ikea
Czarna lampa - Aliexpress
Lustro na pasku - Allegro
Czarna armatura łazienkowa - Laveo Raila Czarna, Allegro
Rozkładany parawan nawannowy 80x140 cm - ONEGA  
Wanna - KOŁO
WC - KOŁO
Kosz z uszami, ręczniki i dywanik - HM Home
Różowe lusterko - prezent od Małej Kasi<3
Asymetryczne szafki - Mebel Mistrz
Świece - HM Home, Tk Maxx, Yankee Candle 


Dobrego popołudnia! Oby dodał Wam sił na nowy tydzień :)))

LU


PS Jeszcze w tym tygodniu popełnię post jakiego się pewnie nie spodziewacie, ale w weekend miałam taką nieprzyjemną przygodę z Poziomką, że nie wytrzymam jeśli tego Wam nie opowiem!

Dziecko Wszystko Rozumie!

$
0
0
Odkąd jestem Mamą, wiele razy chciałam napisać o tym co zaraz przeczytacie, ale jakoś nigdy mi się nie składało. Nie czułam również jakiejś silnej potrzeby poświęcenia temu tematowi oddzielnego posta, oprócz małej wzmianki w pierwszym Parentingowym wpisie (>>>KLIK), jaki poczyniłam na początku mojej macierzyńskiej historii. Do czasu kiedy to w zeszły weekend razem z Poziomką (i nie tylko) odczułyśmy dotkliwie na własnej skórze bezmyślność i tumiwisizm drugiego człowieka!


Jest sobota. Pogoda pod psem. Razem z Baśką organizujemy się z naszymi dziewczynami na wypad do pobliskiej, małej bawialni. Kulki, zabawki, zjeżdżalnie, wiadomo. Już na wejściu widać, że w środku dużo się dzieje. W sumie weekend, do tego ktoś zorganizował dziecku urodziny. Dla pewności pytamy czy impreza zamknięta czy każdy może wejść? Panie ochoczo zapraszają, mówiąc, że otwarte dla wszystkich. Rozbieramy się w szatni, wchodzimy na salę. Miejsc do siedzenia jest mało, ale i tak wiedziałyśmy, że siedzieć przy herbacie nie będziemy, bo dziewczyny są nieco za małe żeby puścić je samopas. Chyba, że za płotek dla maluchów, ale można było się domyślić, że na widok basenu z kulkami i innych atrakcji na linach, będą chciały wejść dalej. Podążamy więc za nimi, co jakiś czas popijając na zmianę zamówioną herbatę. Jedną z głównych atrakcji jest zjeżdżalnia. Żeby do niej dojść trzeba jednak pokonać kilka przeszkód. Dzielimy się więc z Baśką w terenie. Tzn. jedna z nas jest na dole, łapie dzieci zjeżdżające z bardzo śliskiej i szybkiej zjeżdżalni, a potem kieruje je razem do tej drugiej na górę, która macha do nich zachęcająco i czeka przy zjeżdżalni. Jest wesoło, bawimy się świetnie. W pewnej chwili Poziomka zmienia nieco dotychczasową drogę. Nie widzę w tym obaw, cieszę się, że tak odważnie podchodzi do nowo poznanego terenu. Niestety chcąc przejść koło chłopca, który stoi koło równoważni, dostaje od niego w twarz plastikowa piłą do drewna [nawet teraz kiedy to pisze robi mi sie niedobrze]. Jest niedaleko, wiec zalana łzami biegnie do mnie cała sie trzęsąc. Łapię ja w te pędy, przytulam, sprawdzam czy nic sie jej nie stało i tłumaczę zachowanie chłopca starając się ją w ten sposób uspokoić. Cały czas nie spuszczając jednak oka z dziecka, które bez powodu uderzyło Poziomkę. Mam nadzieję, że gdzieś jest również i jego rodzic. Po chwili Poziomka sie uspokaja, oddaje ją Baśce bo widzę, ze chłopca wyprowadza z kulek mężczyzna. Podchodzę do stołu, przy którym siedzi z żoną oraz znajomymi i informuje go, że jego syn uderzył bez powodu moją córkę w twarz (chociaż wiem, że siedząca obok jego znajoma była świadkiem całego zdarzenia), prosząc jednocześnie o zwrócenie na niego uwagi. Puste spojrzenie. Zero reakcji. Odwraca głowę w stronę dziecka i wyjmuje mu zabawkę z ręki. Chociaż jestem bardzo zdenerwowana, nic więcej nie mówię, w końcu to nie moje dziecko. Odchodzę myśląc sobie, że pewnie z nim porozmawia na ten temat. Nie usłyszałam jednak żeby cokolwiek do niego powiedział. 

Koniec aktu pierwszego

Bawimy się dalej. Wychodzimy jednak z kulek żeby trochę ochłonąć. Dziewczyny zostają za płotkiem wśród innych małych dzieci i zabawek, my siadamy napić sie herbaty w miejscu gdzie mamy na nie dobry widok (niespełna 1,5 metra odległości). Siedzimy kilka minut. Poziomka siada na „jeździku”, Mania bawi sie w domku obok. Rozmawiamy o „dupie Maryni”, kiedy nagle słyszymy płacząca Poziomkę. Patrzymy na nią z Baska i nie rozumiemy co sie dzieje. Siedzi dokładnie w tym samym miejscu co przed chwilą i nic sie wokół niej nie dzieje. Sekundę później pokazuje palcem w stronę Mani. Podnosimy się obie szukając wzrokiem tego co Poziomka stara sie nam pokazać. Koło domku stoi ten sam chłopiec, który 15 minut temu ja uderzył. Nie czekając ani chwili ruszamy do dziewczyn, kiedy chłopiec wyrzuca zabawki z domku, łapie za widelec i dźga nim bez ustanku w oko Mani. Jeden oddech później wyrywam chłopcu zabawkę z ręki, a Basia zabiera Manię i Poziomkę ze sobą. Szukam wzrokiem jego taty. Do plotka podchodzi kobieta. Patrzę na nią, szukając w jej oczach i zachowaniu jakiś oznak współczucia lub troski wobec dziecka, którego jej syn właśnie skrzywdził! Kobieta spuszcza wzrok. Nie mam wątpliwości, że jest to mama chłopca, ale dziwi mnie fakt, że nie reaguje na kolejne agresywne zachowanie jej dziecka. [na pewno wszystko widziała, również siedziała tuż za płotkiem]. Zdenerwowana pytam:

"- Czy to Pani syn?

- Tak.

<kropka. koniec rozmowy. ściana. mur. beton. szok. niedowierzanie. upewniam się więc.>

- Czy Pani wie, że po raz kolejny uderzył bez powodu inne dziecko? 

- Tak.

<kropka. koniec rozmowy. ściana. mur. beton. dalej nie mogę uwierzyć w kompletny brak zrozumienia i reakcji na zajście.>

- Myślę, że warto z nim porozmawiać, ze robi w ten sposób komuś krzywdę.

- Ale ja z nim rozmawiam.

- Właśnie widzę. Drugi raz jestem świadkiem podobnej sytuacji i nie zauważyłam żeby chociaż słowem sie Państwo do niego odezwali.

- Ale on ma TYLKO 2 lata! Czego Pani oczekuje!?

<hasła "to tylko dziecko", "on ma tylko X lat" itp. działają na mnie jak płachta na byka>

- Od niego nic, to nie moje dziecko. Uświadomię jednak Panią, że dziecko jest istotą rozumną i doskonale wszystko pojmuje. Trzeba tylko do niego mówić! Jeśli jednak uważa Pani, że syn nie rozumie co się do niego mówi, to wypadałoby chociaż przeprosić w jego imieniu. Może w ten sposób zrozumie, ze dźgając widelcem w oko innemu dziecku robi mu krzywdę!

- Jest Pani PRZEWRAŻLIWIONA!

<potrójna płachta na byka!>

- Jeżeli reagowanie na przemoc i agresję nazywa Pani nadmierną wrażliwością to serdecznie współczuje Pani i całej rodzinie. Oby tylko Pani syn za kilka lat nie uświadomił Pani baseballem, że doskonale rozumie co się do niego mówi! Do widzenia!

<oczywiście przekoloryzowałam z tym baseballem, ale zrobiłam to świadomie żeby coś do tej Pani dotarło>"

Koniec aktu drugiego.

Znowu wracam do zabawy z dziewczynami. Na sali zostajemy jeszcze chwilę. Cały czas mam głowę pełną słów, które chciałabym tej Pani powiedzieć, ale wystarczyła mi z nią ta krótka rozmowa żeby dojść do wniosku, że nie ma sensu jej kontynuować. Zastanawiam sie też czy nie zgłosić tego obsłudze. Mam wrażenie, że takie bawialnie, oprócz tego, że dzieci powinny być pod stałą opieka rodziców, powinny mieć w regulaminie napisane, że jeśli dzieci są agresywne, a rodzice nie reagują, obsługa ma prawo je wyprosić z obiektu. Po 10 minut razem z Baśką decydujemy, że 2 godziny zabawy już nam wystarczą, wiec zawijamy kiece i wracamy do domu. Kątem oka zerkam na chłopca i widzę, że już nie porusza się sam po sali, tylko z obstawą jednego z rodziców. Chociaż tyle, myślę i wychodzimy. 

Koniec aktu trzeciego, ostatniego.

Kochani! Ja wiem, ze wiele osób może Wam wmawiać, podśmiewywać sie z Was lub nawet obrażać z powodu, że mówicie lub wymagacie czegoś od dziecka, które jeszcze się nie komunikuje werbalnie. Ale nie dajcie sobie wmówić, ani nie poddawajcie sie nawet jeśli powtarzacie coś tysięczny już raz! DZIECKO WSZYSTKO ROZUMIE! Tylko trzeba do niego mówić, trzeba z nim rozmawiać, komunikować się tak jak z każdym innym żywym stworzeniem! Inaczej nie nauczy się słów, i werbalizacji swoich myśli oraz uczuć, z którymi przychodzi na świat! Dziecko tak jak my od małego odczuwa: radość, złość, smutek, ból, zazdrość, tęsknotę, spełnienie, zadowolenie, rozgoryczenie i inne emocje. Różnica między dzieckiem, a dorosłym polega tylko na tym, że nie potrafi ich nazwać i to my RODZICE jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby go tego nauczyć. Wytłumaczyć skąd się biorą, jak sobie z nimi radzić i dać im ujście w taki sposób aby nie krzywdzić innych!

Jeżeli rodzicom wydaje się, że postawa obronna jaką zaprezentowała mama agresywnego chłopca to dobry sposób na wychowanie dziecka, to grubo się mylą. Otóż jest dokładnie odwrotnie. Taką postawą robimy swoim dzieciom krzywdę! Dlaczego? Ano dlatego, że dzieci wychowujemy nie tylko dla siebie, ale również (jak nie przede wszystkim) do życia w społeczeństwie! Jak ten chłopiec się w nim odnajdzie jeśli będzie używał wobec innych przemocy? Kto będzie go lubił i będzie chciał się z nim bawić, a za naście lat pracować, przyjaźnić, stworzyć rodzinę, jeśli jego mama w porę się nie obudzi? BŁAGAM, nie wychowujcie dzieci na zamknięte konserwowe puszki, które nie potrafią nazwać tego co czują oraz jak dać tym uczuciom ujście (nie krzywdząc przy tym innych), ale tak aby były mądrzejsze i silniejsze o to czego doświadczyły. Przyznawanie się do błędu, smutku, strachu, niewiedzy, nie jest bowiem oznaką słabości czy PRZEWRAŻLIWIENIA, a wręcz przeciwnie, odwagą i cenną umiejętnością w życiu. Tylko dzięki niej jesteśmy w stanie wejrzeć w siebie i dowiedzieć się czego potrzebujemy żeby być spełnionymi i szczęśliwymi ludźmi :)

Trzeba tylko nie bać sie rozmawiać z dzieckiem. Stawiać mu jasne granice i być w tym konsekwentnym. Jeśli będziemy mu na wszystko pozwalać i na każdym kroku pobłażać to niczego dobrego go nie nauczymy. Nie trzeba być jakimś uczonym pedagogiem czy psychologiem żeby to wiedzieć. Wystarczy cofnąć się nieco w czasie i przypomnieć sobie swoje dzieciństwo. Mogę sie założyć, że nie ma tu osoby, która nie dostałaby w dzieciństwie porządnego lania, klapsa, kary lub innej nagany za niestosowne zachowanie! I nawet jeśli uważacie, że kara była wtedy bolesna i krzywdząca, to z pewnością lekcję jaką za sobą niosła, pamiętacie do dzisiaj. Pomyślcie co by było gdybyście jej nie dostali? 

Przytoczę Wam moją, co prawda nie najgorszą jaką pamiętam, ale taką która wiele mnie nauczyła. 

Na jednej z wielu przerw w podstawówce żartowałyśmy sobie z koleżankami ze swoich rodziców i innych dzieci. Nic wielkiego, zwykła głupawka. Moja mama jest kochanka Twojego taty. A mama Ali sypia z ojcem Macka. Hi, hi, hi. Ha, ha, ha. Zaśmiewaliśmy sie w glos siedząc na ławkach. Wtedy wydawało mi sie to nic szkodliwego i wielkiego. Następnego dnia po powrocie ze szkoły w domu czekali na mnie wściekli rodzice. Nie wiedziałam o co chodzi, w ogóle nie przychodziło mi do głowy o co chodzi. W końcu wytłumaczyli mi, ze koleżanka z klasy, z której rodziców robiłam sobie głupie żarty powiedziała im o tym, bo było jej z tego powodu bardzo przykro :( Nawet kiedy mi o tym powiedzieli i późnym wieczorem załadowali mnie do samochodu żeby jechać do jej domu przeprosić ją i jej rodziców, nie docierało do mnie dlaczego!? Przecież to tylko głupie żarty, jakoś inne dzieci sie śmiały i nic sobie z tego nie robiły. Dlaczego ja mam ja przepraszać, a inne dzieci nie, przecież nie tylko ja robiłam sobie te żarty. A no wyobraźcie sobie, dlatego, że moi rodzice zawsze uczyli mnie empatii. I chociaż wiadomo, że tak jak im tak i mi nie zawsze to perfekcyjnie wychodzi, to staram sie myśleć i widzieć trochę więcej niż tylko czubek własnego nosa. 

W swoim życiu miałam jeszcze kilka takich historii i rożnych kar za swoje niezbyt przemyślane, krzywdzące i obraźliwe wybryki (nie uwierzylibyście do jakich koszmarnych rzeczy potrafiłam się posunąć :P). Wiecie do czego doprowadziła konsekwencja moich rodziców, w gadaniu i naganach, że postępuję źle i krzywdzę swoim zachowaniem innych? Do tego, że stałam sie obrońcą pokrzywdzonych. Hehe. I tak, na pierwszym roku studiów, kiedy nasz wykładowca, który lubił opowiadać sprośne i niecenzuralne żarty obrażające kobiety, zapytał na kolejnych zajęciach czy może nam opowiedzieć kawał, wstałam i powiedziałam, że w imieniu swoim i innych kobiet, nie życzę sobie jego obrzydliwych dowcipów! Nie macie pojęcia jakie było jego zdziwienie, a ja myślałam, że udupi mnie ze swojego przedmiotu! Wykładowca oczywiście nie opowiedział już nigdy żadnego żartu w mojej obecności (bo pewnie w innych grupach a jakże!), ale nie ukrywał swojej obrazy i braku sympatii do mnie. Ja natomiast musiałam włożyć dwa razy więcej pracy i odwagi w ten przedmiot, żeby nie dać mu powodów do oblania mnie. I wiecie co? Stałam się specjalistką w jego profesji, a na koniec nawet zaprzyjaźniliśmy sie, bo w moim odczuciu facet w końcu zrozumiał, że kobiety w niczym nie są gorsze od niego i należy im się szacunek, tak jak należy się każdemu człowiekowi. 

Także rodzicom warto wybaczyć ich błędy i podziękować za to czego nas nauczyli. Mamy to szczęście, że możemy uczyć się na ich błędach i wybierać inne formy wychowania niż oni stosowali. Ja proponuję postawić się na miejscu dziecka i zapytać go co czuje. Jeśli się tego nauczymy będziemy mogli mu i sobie pomoc, dzięki czemu wychowamy dobrego i silnego człowieka. 

Kiedy wielokrotnie wracałam do zeszłego weekendu i całej tej sytuacji, do głowy przyszła mi jeszcze jedna myśl. Ten biedny chłopiec, który swoją agresją próbował zwrócić na siebie uwagę, atakował głównie dziewczynki. I chociaż może był to czysty przypadek, to wciąż zastanawiam się jak długo jeszcze jego Mama będzie czekać zanim w jej rozumieniu, chłopiec zacznie rozumieć. Czy właśnie nie wychowuje małego boksera kobiet? Z historii jakie przez ten tydzień usłyszałam od znajomych, z którymi podzieliłam się swoją przygodą, wynika, że chłopcy o wiele częściej, niż dziewczynki, używają przemocy do komunikowania się z otoczeniem. I wcale mnie to nie dziwi, bo myślę, że w naszym kraju jeszcze długo będzie utrzymywać się teoria, że "chłopaki nie płaczą", "jesteś chłopcem, bądź twardy" i inne tego typu głupoty. Otóż moi Drodzy Rodzice, tak jak dziewczynki nie muszą być grzeczne bo są dziewczynkami, tak chłopcy są „wyposażeni” w takie same emocje i uczucia jak kobiety, po to by ich używać, a nie ich unikać, bo to właśnie prowadzi do stosowania przemocy, która jest objawem bezsilności, a nie odwagi.

Tym razem polecam na koniec nie pozytywną nutę, a bajkę "W głowie się nie mieści" o emocjach, którą warto żeby obejrzały nie tylko dzieci, ale i rodzice :) 


Jeśli po przeczytaniu tego wpisu ktoś z Was nie zrozumiał co chcę powiedzieć to ta bajka wspaniale to obrazuje. DZIECKO WSZYSTKO ROZUMIE, a każde uczucie i emocje (nawet te, które wydają się nam złe i niepotrzebne jak: smutek, złość, strach) są mu potrzebne, tylko musimy nauczyć go je nazywać i radzić sobie z nimi :) 

PS Rzadko to robię i Wy pewnie też, ale tym razem uważam, że jest to na tyle ważny wpis, że nie poczujecie się urażeni jeśli poproszę Was o jego udostępnienie na Facebooku, Instagramie, Pocztą, Mailem lub przez telefon Waszym znajomym, przyjaciołom i rodzinie ;) Może dzięki temu dotrze do niektórych, że era na niepłaczących chłopców i grzeczne dziewczynki już dawno się skończyła. Chyba, że dalej chcemy wychowywać społeczeństwo pełne damskich bokserów i ofiar ich pseudo męskości. Z góry Dziękuje!


Dobrego weekendu!
LU

Zabawki, Gry i Książki Sprawdzone przez 1,5 roczną Poziomkę

$
0
0
Na początku muszę się Wam przyznać, że mimo szeregu zabiegów i hektolitrów wypitych #enjoyourshake (>>>KLIK), dopadło mnie jakieś choróbsko i trzyma już dobry tydzień (ostatni raz byłam taka chora na studiach) :( Z tego względu tyle samo zajęło mi również napisanie tego wpisu. Ale co się dziwić, skoro z obolałą głową i zapaleniem zatok obrałam sobie za cel pokazać Wam WSZYSTKIE zabawki, gry i książki, które się u nas ostatnimi czasy sprawdzają i podobają małej Poziomce. A trochę się tego zebrało przez ostatnie pół roku. W sumie prze ostatni miesiąc, bo przyznam, że od pierwszych urodzin Poziomki (>>> KLIK) w ogóle nie miałam czasu zajmować się jej bawialnią. Najpierw wykańczanie nowego mieszkania (>>>KLIK), potem wakacje. Nie było czasu, ani potrzeby skupiać się na zabawkach, kiedy tyle się u nas działo. Kiedy w końcu ogarnęliśmy mieszkanie na tyle żeby z niego korzystać ze spokojem, zauważyłam, że Poziomka bardzo się rozwinęła i nie ma za wiele odpowiednich do swojego wieku zabawek. Najzwyczajniej w świecie nudziła się w domu, a my, kiedy przyszła jesienna słota, razem z nią. Postanowiłam więc zrobić w tym temacie porządek, włącznie z zagospodarowaniem zabawkowego kąta w jej nowym pokoiku, który póki co jest wciąż w trakcie urządzania. Na jego prezentację i plany z nim związane przyjdzie jeszcze czas (nawet w tym miesiącu), a póki co zachęcam do przeczytania i obejrzenia co polecamy z Poziomką dla dzieci w wieku 18 miesięcy i więcej :)



Chociaż z tym wiekiem, co do niektórych zabawek, bywa rożnie. Część z nich mamy od pierwszych urodzin i wciąż nam służą :) Tak np. jest z drewnianą kuchnią Janod (>>> KLIK), klockami (>>>KLIK) i bębenkiem B Toys, w którym przechowujemy wszystkie instrumenty muzyczne (>>>KLIK). 



Do ulubionych instrumentów należą przede wszystkim cymbałki i sam bęben. A pozostałe idą w ruch kiedy wpadają do nas znajomi i każdy chce na czymś grać. Wtedy też mamy w domu prawdziwy koncert i popis zdolności artystycznych każdego z dzieci. 


Jedną z niewielu elektronicznych zabawek, które posiadamy i przyznam, że sama ją kupiłam (w Pepco) jest grająca ośmiornica. Poziomka bardzo ją polubiła kiedy miała okazję korzystać z niej u swojej koleżanki. Nie miałam więc wątpliwości, że będzie to trafny zakup. Sama zresztą mam niezły ubaw z odgłosów i melodyjek jakie wydaje ta zabawka ;) Jak widać jest też już mocno zdezelowana, ale wciąż gra ;P




Dość nowym nabytkiem jest aparat fotograficzny Janod (>>>KLIK), który dzięki dźwiękowi i świetle flesza pozwala Poziomce wczuć się w rolę prawdziwego fotografa :) 


Dość długo Poziomka nie wykazywała zainteresowania budowaniem i łączeniem ze sobą różnych elementów. Kiedy jednak po pół roku wróciłyśmy do zabawek z pierwszych urodzin (>>>KLIK) okazało się, że mimo iż wieże, piramidy i inne tego typu formy (>>>KLIK) wciąż nie należą do jej ulubionych to bez problemu radzi sobie z ich ustawianiem :) Najczęściej bawimy się więc nimi wspólnie i na różne sposoby. 



Trafnym wyborem okazała się np. rakieta magnetyczna Janod (>>>KLIK), do której Poziomka wraca wielokrotnie kiedy ją zobaczy, a po skończonej zabawie odstawia ją na swój mały regalik <słodziak> :)





Wózek tak jak w kawalerce, tak i teraz służy nam do przechowywania książek, które Poziomka chłonie w każdej postaci z równie dużym apetytem jak ser :D



Do naszych ulubionych pozycji należą: 

- książki wydawnictwa Tatarak (>>>KLIK), "Konik Morski" i "Bardzo głodna gąsienica".


- książki po angielsku "Where's Mr Owl?" i "Dear Zoo", które przywiozła nam z Irlandii Chrzestna Poziomki :) Myślę, że dostępne również w Polsce, jeśli nie takie to inne, np. w TK Maxx czy sieciowych księgarniach.


- książki wydawnictwa Mamania (>>>KLIK), czyli "Kto zjadł biedronkę?" oraz "Jano i Wito".


- książki wydawnictwa Media Rodzina (>>>KLIK), a dokładnie seria pouczająca i słodka Kicia Kocia (>>>KLIK). Przy okazji tego wpisu dowiedziałam się, że jest również wersja do kolorowania (>>>KLIK), a to jak za chwilę zobaczycie, również należy do naszych ulubionych zajęć.


- książki wydawnictwa Nasza Księgarnia (>>>KLIK) i pięknie ilustrowana seria "Pucio" (>>>KLIK).


- książki wydawnictwa Dwie Siostry (>>>KLIK), a dokładnie przeurocze i aktywizujące dziecko "Śpij, króliczku" i "Do kąpieli, króliczku" :)


- książki wydawnictwa Zakamarki (>>>KLIK), a w szczególności zabawna seria o Bolusiu oraz wierszyki o Cynamonie i Trusi (>>>KLIK).



Tak jak wspomniałam wyżej, kolorowanie i rysowanie jest chyba jedną z najbardziej lubianych przez Poziomkę zabaw. Kiedy jestem gdzieś w przelocie zawsze kupuje jej kolejne kolorowanki, najlepiej z naklejkami lub w dużym formacie, wtedy wspólna zabawa gwarantowana na długo :)





Jeśli natomiast chodzi o kredki to przetestowałyśmy już wiele opcji i do tej pory najlepsze okazały się Crayon Rocks (>>>KLIK). Po pierwsze i najważniejsze, wymuszają prawidłowe trzymanie kredki, nie łamią się (chociaż małe dzieci trzeba kontrolować, bo mogą je połknąć lub mieć ochotę spróbować tak jak Poziomka), mają piękne soczyste kolory, są wydajne i w 100% naturalne.



Samochody też cieszą się u nas ogromną popularnością odkąd pojawił się u nas drewniany sorter Kids Concept (>>>KLIK). Następny był metalowy VW Beetle z napędem i dźwiękiem (>>>KLIK), który dorwałam na bazarku w Ciechanowcu :D Ponieważ bardzo przypadł wszystkim domownikom do gustu, zaczęłam szperać i szukać gdzie można kupić takich samochodzików więcej. Okazało się, że Metal Love (>>>KLIK) oferuje całkiem niezły ich wybór i tym sposobem nasza kolekcja powiększyła się o kolejne pastelowe resoraki, idealne dla małych rączek :D 







Chociaż Poziomka ma własny pokój to przeważnie nasze zabawy odbywają się w salonie. Do opanowania bałaganu i sprawnego noszenia zabawek z pokoju do pokoju, świetnie sprawdza się nam worek Play & Go (>>>KLIK)


To w nim trzymamy różnego rodzaju układanki - dopasowywanki, jak ja to nazywam (>>>KLIK) oraz pudełka z puzzlami i grami (>>>KLIK), które cieszą się u nas największą popularnością ze wszystkich zabawek!



I chociaż niektóre już opanowała do perfekcji to wciąż do nich wraca. Np. magnetyczne warzywa i owoce Janod, które używa do zabawy w kuchni (>>>KLIK). Inne natomiast dopiero poznaje, ale z każdym kolejnym razem idzie jej coraz lepiej, jak np. klocki drewniane, puzzle Janod (>>>KLIK). 




Nasza miłość do puzzli zaczęła się od kilku elementowych puzzli ze Świnką Peppą i jej przyjaciółmi. Szybko dało się zauważyć, że Poziomka kuma o co w tej zabawie chodzi i ma ogromną frajdę z ich układania, po kilka razy dziennie. Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że takie małe dziecko, będzie potrafić układać puzzle. A jednak. Z tego względu uważam, że nie do końca trzeba kierować się wiekiem podczas zakupu zabawek, aczkolwiek warto wziąć go pod uwagę. To dobra wskazówka jeśli nie wiemy co dziecku sprawić w prezencie :)

 


Jeśli chcecie sprawdzić czy Wasze dzieci polubią układanie puzzli, to polecam zacząć właśnie od takich, które składają się z kilku dużych elementów. Fajnie jak dodatkową mają różne tekstury (>>>KLIK). Jeśli natomiast wiecie, że Wasze dzieci uwielbiają układać puzzle tak jak Poziomka, to polecam gorąco sensoryczne puzzle Janod (>>>KLIK). Duże, kolorowe, solidnie wykonane, z teksturowymi elementami pobudzającymi zmysł dotyku dziecka :)





Super sprawa to także puzzle do pary, czyli na zasadzie podobieństw lub innych skojarzeń (>>>KLIK). Jak np. zwierzątka i ich przysmaki (>>>KLIK) :)



Jedną z marek, które lubię i jest dostępna w wielu sklepach jest również CzuCzu. Różnego rodzaju karty edukacyjne, puzzle i łamigłówki tej firmy zawsze się u nas sprawdzają :)



Ponieważ Poziomka raczej nie lubi bawić się sama, staram się kupować gry i zabawki, którymi możemy pobawić się razem. Tak trafiłam przypadkiem ostatnio w Lidlu na grę Lotto marki Granna :) Teoretycznie jest od 3 roku życia, ale ponieważ jest to gra na spostrzegawczość i można w nią grać na kilka sposobów, to nawet 1,5 roczna Poziomka jest nią zainteresowana :) Jeśli chodzi o gry to mam już na swojej liście kilka gier Kapitana Nauki lub któryś z zestawów gier w Tublu.pl (>>>KLIK). 


Ostatnią zabawką, która robi u nas furorę to puzzle do kąpieli (>>>KLIK) :) Przydaje się zwłaszcza wtedy kiedy sama muszę wziąć prysznic i potrzebuje jakoś zająć Poziomkę aby nie wisiała na wannie :P No więc dalej wisi, ale układając puzzle na jej obudowie :)



To już koniec naszych zabawek, ale przyznam, że już zacieram ręce na gwiazdkową listę prezentów :) Tak wiem, że jest dość wcześnie, ale ja należę do osób, które wolą być przygotowane zanim jeszcze zacznie się ten świąteczny szał. No i w tym roku, to my robimy w końcu wigilię, więc pracy w domu będzie dużo, dużo więcej niż zwykle :) Jeśli i Wy lubicie wcześniej mieć prezenty z głowy to mam dla Was niespodziankę w postaci rabatów na zakupy w sklepach: Tublu.pl i Metal-Love.pl, w których znajdziecie większość z naszych ulubionych zabawek :D 

Tublu.pl >>> KLIK
10% rabat
hasło: ENJOY
ważność: 5-8.11.2017 r.

 Metal-Love.pl>>> KLIK
10% rabat
hasło: ENJOY
ważność: 5-15.11.2017 r.

To co, które zabawki przypadły Wam najbardziej do gustu? :) A może też macie listę swoich ulubieńców i możecie się nią ze mną podzielić albo w komentarzu albo zwyczajowo na spotkaniu live na Instagramie (>>> KLIK), w poniedziałek ok. 14.00 (edit: we wtorek po 14.00)? Chce Wam pokazać jak szybko jeżdżą nasze samochodziki, co fajnego kryją nasze książki w środku i jak składamy rakietę ;)

Całuje!

LU
Viewing all 251 articles
Browse latest View live